czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 65


"Strach idzie za na­mi i przed na­mi przez całe życie. Miej­my nadzieje, że nie dalej."


Podniósł się i sięgnął po wodę. 

  -Powinnaś wziąć już leki.
  -A ty powinieneś iść do swojej dziewczyny-mówię i biorę od niego szklankę z napojem.
  -Asia może poczekać. Potem z nią pogadam. Nie mam ochoty teraz się z nią kłócić i tłumaczyć czemu u ciebie byłem.

Spodobało mi się ta jego odpowiedź. Sądziłam, że wybiegnie do niej, a tu proszę jakie zaskoczenie. Kolejne już. Zanim wyszedł wytłumaczył mi jak mam brać leki. Gdy już go nie było przebrałam się. Chłopaki mają teraz śniadanie, a potem siłownię. Koło 11:00 postanowiłam zajść do Grześka. Założyłam na nogi kapcie i po cichu, gdyby jednak któryś z chłopaków jeszcze tu był skierowałam się w stronę pokoju Kosy. Zapukałam i usłyszałam ciche „proszę”. Uchyliłam drzwi i weszłam. Zobaczyłam chłopaka leżącego w łóżku, równie bladego jak ja. Przysiadłam obok. 

  -Jak się czujesz?-spytałam.
  -Nie za dobrze, a ty?
  -Lepiej niż wczoraj i w nocy.
  -Słyszałem, że bóle miałaś.-odpowiada.
  -Skąd wiesz?-pytam
  -Doktor rano był i mówił, bo doszedł od czego rozchorowaliśmy się. 
  -Przykro mi, że ciebie  to też spotkało. Jutro masz mecz, a nie możesz jechać.
  -Trudno....musimy wyzdrowieć na kolejny etap-powiedział uśmiechając się. 
  -Tak....ale spokojnie nie zostajesz sam. Też będę.
  -Na szczęście...-odpowiada.

Rozejrzałam się po pokoju, w którym był zaduch. Wstałam i odsłoniłam zasłonki wpuszczając do środka trochę świeżego powietrza. Posiedziałam z nim, gdy nagle do pokoju wszedł Jarosz. Oznaczało to, że skończyli siłownię i ciężko mi będzie wrócić do pokoju niezauważoną.

  -Hej chorowitki nasze-mówi Jarski ściągając koszulkę. 
  -Cześć Kuba.-odpowiadam
  -A ty nie spalisz się od tego słońca?-pyta
  -O co ci chodzi?-zapytałam
  -Wiesz wampiry zazwyczaj na słońcu płoną....

Załapałam po chwili o co mu chodzi. W końcu z Grzesiem jesteśmy tak bladzi, że można by było tak uważać. Uśmiechnęłam się.

  -Ja jestem inna. Niczym Edward świecę, a nie płonę.-i wstaję zbliżając się......-uważaj, bo pewnej nocy wstanę i wraz z Grzesiem wyssamy ci całą krew..
  -Nie no proszę-błagalnie powiedział.....-co ta kadra zrobi bez takiego świetnego atakującego?
  -Spokojnie poradzimy sobie na pewno-odpowiadam i kieruję się do wyjścia. Jednak słyszę nagle swoje imię i patrze na osobę która to powiedziała. Był to nasz rudy przyjaciel.
  -Będzie nam ciebie brakować, przez te kilka dni w Katowicach więc szybko kuruj się, bo musisz z nami do Brazylii lecieć...nie chcesz chyba by ominęło cię słońce, plaża....-mówi Kuba.
  -A o mnie się nie zatroszczysz?-wtrąca się Grzesiek..-Myślałem, że jestem dla ciebie ważny-teatralnie ociera łzę. 
  -Grzesiu naprawdę co ja bym bez ciebie zrobił...... bez mego kompana z pokoju. Jestem nawet skłonny dać ci się ugryźć jeśli moja krew uleczyłaby cię....
  -Chyba mi nie dobrze-odpowiada Grzesiek i zrywa się z łóżka biegnąc do łazienki.

Patrzymy na siebie przez chwilę z Jaroszem. 

  -Dzięki Kuba postaram się-odpowiadam i wychodzę.

Na korytarzu widzę chłopaków poruszających się między pokojami. 

  -Dlaczego wstałaś?-słyszę za sobą i szybko odwracam się. Widzę Zbyszka trzymającego w dłoniach buty.
  -Chciałam zobaczyć co u Kosoka.-odpowiadam a po chwili podpieram się ściany. Zakręciło się w głowie tak, aż na chwilę zaćmiło mnie. Bartman odrzuca na bok rzeczy które trzymał w ręce i łapie mnie.

  -Co jest?-pyta
  -W głowie mi się zakręciło, ale to nic...już idę się położyć-mówię i odwracam się, by po chwili znów podeprzeć się ściany. W jednej chwili czuję silne dłonie trzymające mnie. Obejmuje chłopaka ręką i przykładam głowę do jego torsu. Nie mam siły by się z nim kłócić. Wchodzi do mojego pokoju i kładzie mnie wprost do łóżka. 

  -Bartman....-mówię, a on patrzy na mnie.-Śmierdzisz.-uśmiecham się i on również.
  -Chora, ale nie przepuści okazji by mi dopiec....wiesz nie zdążyłem jeszcze po treningu wykąpać się, bo musiałem takie warzywo ratować które odbijało się od ściany...A później miałbym taką na sumieniu....no a po co?-zaczyna się śmiać......-Teraz na poważnie, masz nie wstawać i brać tabletki. Potem doniosę ci resztę...
  -Idź wziąć prysznic w końcu, bo zatruwasz powietrze. 

Na złość jeszcze zbliża się do mnie i całuje w czoło. Czuję zapach jego potu. Mogę sobie wyobrazić jak ciężko znów pracował na siłowni.

  -To zapach prawdziwej pracy.-szepcze mi na ucho, a mnie przechodzi dreszcz w sposób jaki to powiedział. Puszcza na koniec oczko i wychodzi. Po 10 minutach do pokoju ktoś wchodzi. Odwracam się i widzę Oskara. 

  -To żeś się urządziła-mówi siadając obok mnie.
  -Przepraszam.
  -Za co? ...za to, że się zatrułaś?
  -......chyba....-i oboje wybuchamy śmiechem
  -Każdemu może się zdarzyć. 
  -Ktoś jedzie na moje miejsce, by ci pomóc?-pytam
  -Tak. Już sprowadziłem Michała Gogola. Teraz właśnie jest w drodze z Rzeszowa.
  -Trzeba ci coś może teraz pomóc w statystykach?
  -Ty masz wypoczywać, a nie pracować-odpowiada.
  -Ale nie potrafię cały dzień tylko leżeć i nic nie robić....tak przynajmniej na coś przydam...poza tym cały czas będę leżeć.

Spojrzałam na niego.

  -Później ci coś podrzucę-mówi.
  -Dzięki. 

Nie siedzi długo, bo idzie na obiad. Po posiłku do mojego pokoju wpadło kilku chłopaków. Wśród nich był Bartosz który trzymał w dłoniach leki.

  -Zibi kazał ci to przekazać-mówi kładąc opakowanie na szafce.
  -A on gdzie?-pytam
  -Z Aśką.

Cieszę się, że wpadli, bo wynudziłabym się całkowicie gdyby nie te głupki. Przez nich aż bolał mnie brzuch, ale tym razem tylko ze śmiechu. O 16:00 mieli trening na sali. Wyszli, a ja łyknęłam tabletki. Niespodziewanie znów ktoś zapukał i wszedł. Tym razem był to Anastasii. Podszedł i usiadł na łóżko obok.

  -Jak się czujesz?-zapytał
  -Już lepiej. Dziękuję za troskę....i przepraszam za kłopoty-mówię i spuszczam wzrok.
  -Marta przestań! Zdarzają się czasem takie przypadki i nie mamy na nie wpływu.-spokojnie odpowiada, a ja spoglądam na niego.
  -Ja wiem, ale czuję się jakbym była teraz ciężarem.
  -Nie!.....Nie możesz tak myśleć. Jesteś człowiekiem jak każdy z nas. Zdarzyć to się mogło wszystkim. Poza tym nie jesteś kłopotem. Jesteś potrzebna w naszym zespole. Więc szybko lecz się i wracaj, bo teraz jesteś jedną z nas i przywyknij do tego...To jest wielka siatkarska rodzina w której nie ma gorszych i lepszych.-mówiąc to uśmiecha się.
  -Dziękuję.-odpowiadam.

Wstaje i przytula mnie. Cicho mówi jeszcze.

  -Zaopiekujcie się wzajemnie sobą......-i odchodzi.

Wieczorem w końcu Oskar mi przynosi jakiś mecz, a raczej jednego seta.

  -Tylko jeden?-pytam
  -To mi zostało jeszcze więc proszę zrób to szybciutko-i wychodzi.

A to pajac! Zrobił to specjalnie. Ale nie mija chwila, a do pokoju znów ktoś wchodzi. Widzę tym razem Zbyszka. Zamyka drzwi i siada obok mnie.

  -I jak tam dzisiaj?-pyta
  -Dobrze. Dziękuję.-mówię włączając program do pracy. Jednak w niespodziewanym momencie on zamyka mi laptopa. -Ej! Co ty sobie robisz?!
  -Powinnaś odpoczywać.
  -Ale ja nie mogę nic nie robić..Bartman no weź!-i zrzucam jego dłoń z komputera.
  -Kuraś dostarczył leki?-pyta
  -Tak, dziękuję bardzo.
  -Bierzesz je tak jak mówiłem?-dopytuje czym strasznie zaczyna mnie irytować.
  -Oczywiście, że biorę.
  -Coś wątpię.....chyba będę musiał zostać dzisiaj na nockę by podawać ci tabletki o odpowiedniej porze.
  -Nie ma mowy! Jutro wyjeżdżacie i macie mecz....Musisz być wypoczęty. 
  -Przestań! Będę spokojniejszy wiedząc, że regularnie bierzesz leki, przynajmniej dopóki jestem tutaj jeszcze.
  -Ale...
  -Nie ma żadnego ale! Zostaje na noc tutaj i koniec!

I rzeczywiście jak powiedział tak też zrobił. Co 4 godziny dawał mi kolejną porcję tabletek. Bałam się trochę, że przeze mnie nie da rady zagrać. Obudziłam się gdy usłyszałam hałas na korytarzu. Wstałam niepewnie z łóżka i wyszłam z pokoju. Chłopaki szykowali się do wyjazdu do Katowic. Stałam oparta o ścianę i patrzyłam jak kursują z walizkami.

  -Jeszcze zbliżenie na chorą panią statystyk i koniec reportażu-powiedział Igła stojąc niemal naprzeciwko mnie.
  -Zabieraj tą kamerę!-mówię jednocześnie odpychając sprzęt.

Odsuwa się i kieruje kamerę na siebie.

  -I tak oto wyglądają osoby które nie mają ochoty jechać na kolejny mecz. Grzegorz w tej chwili odpoczywa w najlepsze, a nasza pani statystyk zaraz skoczy na basenik ewentualnie do sauny...No a my proszę państwa będziemy ciężko trenować jeszcze, a potem grać i wygrywać...tak więc Spodku nadchodzi reprezentacja!

I kończy swą wypowiedź zamykając kamerę. 

  -Bardzo śmieszne Igła! Bardzo!...jak chcesz to z chęcią się zamienię, bo wierz mi wolę jechać i wam pomóc niż tu siedzieć. 
  -Nie....dzięki wiesz, ale innym razem może...drużyna potrzebuje mnie, a ja potrzebuję drużyny.

Kręcę głową i uśmiecham się. Widzę właśnie jak z pokoju wychodzi Bartman.

  -Marta!-krzyczy i posyła mi groźne spojrzenie.
  -Ja tylko na chwilę. Chciałam pożegnać się z wami....i przypomnieć ci o czymś.-mówię.
  -O czym?-pyta głośno 
  -Ty dobrze wiesz! To że jestem chora nie znaczy, że zapomniałam o zakładzie... Nic z tych rzeczy. Macie wykonać.... inaczej czeka was kara.

Wtem odstawia torbę i podchodzi do mnie.

  -A co jeśli to ty przegrasz?-pyta
  -To gdy tylko wyzdrowieję, to wykonam karę jaką mi wymyślicie.
  -Już nie mogę się doczekać byś patrzyła jak tym razem znów przegrywasz-uśmiecha się cwaniacko Bartman.
  -Nie tym razem skarbie...nie tym razem...-mówię mu.

Rozmowę przerywa nam Andrea zbierając już chłopaków.

  -To do zobaczenia-mówi i całuje mnie w policzek.

Odchodzi, a potem Kurek, Kubiak i Piter również mnie całują. Podchodzę do okna na korytarzu i wyglądam patrząc jak siatkarze wchodzą do autokaru. Macham im jeszcze na pożegnanie i gdy znikają wracam do pokoju. Kładę się do łóżka i zasypiam. Budzi mnie telefon. Na wyświetlaczu widnieje napis „Kurek”.Odbieram szybko.

  -Tak?-pytam zaspanym głosem.
  -Obudziłem cię?
  -...no tak jakby..-odpowiadam
  -Przepraszam w takim razie rozłączam się i zadzwonię później. 
  -Mów już jak zadzwoniłeś.
  -Jak się trzymasz?-pyta
  -Bez was smutno mi trochę...A wy dojechaliście już?
  -Tak....zaraz mamy trening....Dzwonię też przypomnieć ci że masz brać leki.
  -Pamiętam, pamiętam. Dziękuję.-mówię.
  -W takim razie zdrowiej i mocno trzymaj kciuki za dzisiaj. 
  -Na pewno będę.
  -Do zobaczenia.-mówi.
  -Buziaczki. Pa.

I rozłączam się. Smutno mi tak samej siedzieć. Wstaję i biorę poduszkę z kołdrą i leki. Zamykam pokój i kieruję się do Grześka. Pukam i wchodzę. On w tej chwili leży i ogląda telewizję.

  -Mogę?-pytam pokazując mu poduszkę.
  -Pewnie chodź. 

Wtedy też wstaje z łóżka i lekko przysuwa swoje łóżko, do łóżka Kuby. Trochę się zdziwiłam.

  -Nie będzie ci przeszkadzać?-pyta
  -Absolutnie nie.

Ściągam kołdrę i poduszkę chłopaka a na jej miejsce kładę swoją. Szybko układam się obok. Leżymy tak prawie cały dzień na zmianę biorąc antybiotyk. Po tych lekach nie wiem czemu ale zawsze spać mi się chce. Budzi mnie jednak Grzesiek.

  -Zaraz mecz się zaczyna.
  -Dzięki. 
  -Chcesz coś do jedzenia może?-zapytał
  -Nie dzięki-odpowiadam i patrzę na niego gdy z szafki wyciąga żelki.
  -No co?....chyba lepiej mi już jest.
  -Też tak myślałam dopóki nie naszły mnie bóle brzucha. 

Spojrzał na paczkę i odłożył ją. 

  -Nie żebym cię straszyła- dodaję uśmiechając się 
  -Nie mam ochoty znów biegać do kibla.

Mecz z Kanadą szedł jakoś ciężko. Na pierwszej  przerwie technicznej prowadziliśmy jednym punktem. Sięgałam właśnie po szklankę z wodą lecz nie zdążyłam jej unieść bo wypadł mi rozbijając się na podłodze. Zaczęłam zwijać się znów z bólu. Czułam jak Grzesiek łapie mnie za ramię. 

  -Marta co jest?
  -Znów.....znów ten ból-mówię przez łzy.
  -Masz coś na to?-pyta
  -Nie!...ostatnio doktor zrobił zastrzyk i przeszło!....Grzesiek błagam zrób coś....ja nie wytrzymam!-krzyczałam.



*** 

  -Tylko co Marta mogę zrobić?!- sam w myślach pytałem siebie. Zerwałem się z łóżka i chwyciłem telefon. Wybrałem 112 i wezwałem pogotowie. Nie mogąc czekać dłużej wziąłem ją na ręce i wyszedłem przed ośrodek czekając na ambulans. Krzyczała i płakała.

  -Zaraz będzie lepiej-mówiłem.

Normalnie myślałbym, że i tak szybko przyjechała, ale nie teraz gdy sam potrzebowałem karetki. Usłyszałem włączony alarm i migające światła. Kierowałem się już w ich stronę. Dwóch sanitariuszy wyskoczyło z karetki. Jeden z nich wskazał mi tył pojazdu. Wszedłem i położyłem ją tam. 

  -Pan z rodziny?-zapytał lekarz
  -Nie, ale jadę z nią....

Patrzył na mnie, a potem na nią. Nie chciał chyba się kłócić, bo tamci zamknęli drzwi i ruszyliśmy. 

  -Co pani jest?-pyta lekarz
  -Boli.....boli brzuch-odpowiada mu i pokazuje miejsce.

Lekarz patrzy, a po chwili robi jej zastrzyk po którym dziewczyna przestaje krzyczeć.

  -Co się jej stało?-pyta drugi facet.
  -Zatruliśmy się i widać, że z nią jest gorzej.-odpowiadam
  -Oboje?
  -Tak. Zjedliśmy sushi. Nasz lekarz w kadrze przepisał antybiotyk na to. Mi zdecydowanie jest lepiej, ale Marta drugi raz ma już ten silny ból. 
  -To nie dobrze-odpowiadają.

Szybko zajeżdżamy do szpitala. Ją szybko gdzieś zabierają, a mnie zatrzymuje lekarz. 

  -Wie pan co to za leki?
  -Niestety nie-odpowiadam.
  -To proszę się dowiedzieć byśmy mogli jej pomóc.-mówi i biegnie w tamtym kierunku.

Ręce trzęsą mi się jak cholera....Ale kurczę czy oni już skończyli?! Podbiegam do recepcji by się dowiedzieć. Młoda kobieta podnosi wzrok znad papierów i spogląda na mnie.

  -Pan...pan-zaczyna się jąkać.
  -Tak, pan Kosok....tak gram w siatkówkę, autograf dam potem, ale mogłaby pani przełączyć na mecz na chwilę!-szybko mówię wyprzedzając jej pytania. Nie mogę zmarnować ani chwili. 

Sięga po pilot i przełącza na Polsat.

  -Ja pierdole!....jeszcze grają. Doktor nie ma przy sobie telefonu, Olek zapewne też....Kurdę!-mówię głośno.

Wtedy też kamera pokazuje naszych statystyków.

  -Oskar!-i uradowany wybieram jego numer.



***  

Czuję jak wibruje mi telefon w kieszeni. Nie mogę teraz gadać. Mam ważny mecz. Nie wyjmuję więc aparatu z kieszeni. Jednak ktoś ciągle dzwoni i dzwoni. Za czwartym razem trochę już zirytowany wyciągam telefon. Dzwoni Grzesiek.

  -Michał muszę odebrać weźmiesz wszystko na siebie?-pytam kolegę.
  -Oskar....wiesz, że nie powinniśmy dekoncentrować się...-odpowiada.
  -Tak, ale to jest ważne. Grzesiek dzwoni. 

Patrzy na mnie.

  -No czego patrzysz! Odbieraj szybko!

Naciskam zieloną słuchawkę i przykładam telefon do ucha.

  -Grzesiek co jest?-pytam
  -Masz gdzieś pod ręką doktora?.-mówi szybko. Czuję, że jest zdenerwowany.
  -Nie....co się stało?!-przyznaję, że lekko przestraszony byłem.
  -Muszę dowiedzieć się co nam podawał.
  -Ale po co ci to?-pytam
  -Marta jest w szpitalu-mówi.
  -Co?!-krzyknąłem i podniosłem się. 

Widziałem zdziwionych trenerów którzy na mnie patrzyli. Chłopaki z kwadratu również. Odszedłem od swojego stanowiska. 

  -Co jej jest?-zapytałem
  -Miała bardzo silny ból...nie wiedziałem co jej dać więc zadzwoniłem po pogotowie.
  -W którym szpitalu jesteście?
  -W Tomaszowie Mazowieckim.....Masz gdzieś go pod ręką?-pyta zdenerwowany Grzegorz.
  -Chwila już go widzę.

Podbiegłem przekazując telefon doktorowi.

  -Ważna sprawa-mówię.



***  

  -Halo.-usłyszałem dobrze znany mi głos
  -Nareszcie.-mówię....-Jestem w szpitalu z Martą....lekarz pyta co doktor nam przepisał.
  -Jak to w szpitalu?-zapytał 

Wtedy też obok mnie pojawił się gość w biały fartuchu. Nie zauważył chyba, że gadam przez telefon.

  -I wie już pan?-pyta, a ja odwracam się.
  -Wie pan co doktorze, dam panu lekarza który zajął się Martą.

I przekazałem mu mój telefon. Nie chcę przekazywać informacji od jednego do drugiego. Rozmawiali. Słyszałem tylko urywki. 

  -Rozumiem....rozumiem-mówił lekarz do telefonu. Za to ja nie-dodaje w myślach.....-tak... dobrze. Dziękuję.- i oddaje mi telefon.
  -Czy te leki zaszkodziły Marcie?-pytam
  -Nie....prawidłowe zostały podane.

I odchodzi, a ja siadam na korytarzu.


*** 

  -I co?!-pytam gdy oddaje mi telefon.
  -No nie jest z nią dobrze-odpowiada...-Na szczęście Grzesiek wezwał pogotowie. Teraz dokładnie ją zbadają. I podadzą jakieś inne leki jeszcze...

I odszedł, bo został wezwany przez trenera. Zamyślony i zmartwiony wróciłem do stolika.

  -Co jest Oskar?-zapytał mnie Mieszko.
  -Marta.....Marta jest w szpitalu-odpowiedziałem cicho.

Popatrzył na mnie tylko. Nagle usłyszałem w słuchawce głos Anastasiego.

  -Oskar co się stało?-zapytał po angielsku.

Czy aż tak bardzo widać?

  -Powiem po meczu. Nie chcę nikogo teraz denerwować. 
  -Powiedz mi! Właśnie te odkładanie sprawia, że jeszcze bardziej to robię.

Wziąłem głęboki wdech i przekazałem mu tą informację.

  -Ale jak to?!-krzyknął tak głośno, że bez problemu odczytałem to z jego ust. 
Wszyscy łącznie z siatkarzami spojrzeli na niego. Jednak on nie pytał więcej o nic tylko starał się skupić na meczu. Poczułem nagle czyjąś obecność za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem Wiśnię. 

  -Oskar co jest?-pyta
  -Nic-odpowiadam
  -Jak nic? Najpierw odrywasz się od pracy, szukasz doktora, potem Andrea coś krzyczy...co się stało?-spokojnie mówi.
  -Naprawdę nic-odpowiadam i wracam do pracy Widzę jak chłopak wycofuje się. Jednak nie daje za wygraną i znów odzywa się.
  -Oskar.....powiedz mi!....to z ma coś wspólnego z Martą?...-pyta, a ja odwracam się. W jego oczach widzę przerażenie....-wiedziałem!....co się stało?! Mów.

Podbiega do mnie i łapie za koszulę. 

  -Co jej się stało?!
  -Łukasz puść mnie!

Całej sytuacji przyglądają się chłopaki.

  -Puść to ci powiem!- nie czekam długo, a chłopak puszcza moją koszulkę.
  -Więc?!
  -Marta wylądowała w szpitalu.-cicho mówię. 
  -Jak to w szpitalu?!-krzyczy chłopak.

Wtedy Michał trąca mnie ręką. 

  -Co?!- pytam wkurzony, że wszyscy coś ode mnie chcą . Przekręcam głowę, by spojrzeć na Michała gdy nagle zauważam...

                                              ___________________________

No to Zbysiu jednak nie wyszedł :) Nawet jeszcze został na noc i pomagał jej SAM z własnej woli. Marta w szpitalu co nie wróży dobrze. Pozostawiam was teraz z kolejną zagadką co takiego zauważył Oskar. 
Dziękuję za te miłe komentarze :)
Do jutra :D

Chyba wszyscy już wiedzą, że Ignaczak zagra na przyjęciu w meczach z USA. Mam nadzieję, że trener wystawi go chociaż na chwilkę. Szkoda, że nie będzie on libero i nie będę mogła go zobaczyć jak gra....znowu..

8 komentarzy:

  1. Ale się porobiło. Marta w szpitalu - nie jest dobrze, jest wręcz odwrotnie jest bardzo źle.
    Dobrze, że udała się do Grześka, bo jakby została sama w pokoju mógłby jej nikt nie pomóc.
    Widać, jak zespół jest zgrany i zżyty ze sobą. Wszyscy się o wszystkich martwią.
    A co do tego co zobaczył Oskar to może siatkarze coś wymyślili ;D
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow ! Tego się nie spodziewałam. Ciekawe co jest Marcie? Co zobaczył Oskar? Dlaczego mam przeczucie że to ma związek ze Zbyszkiem? No nic czekam na kolejny dodaj szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z niecierpliwościa wyczekuje dzień w dzień kolejneo rozdziału:D
    Sie namieszało;/ a było niedawno tak spokojnie a tu prosze Marta w szpitalu lezy :( Mam nadzieje ,że szybko wróci do zdrowia i nie będzie się już z Zibim kłócić :)
    Jacy siatkarze są kochani :*
    Chciałabym mieć taką ,,wielką siatkarską rodzine ,,

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Grzesiek też był w ośrodku, bo inaczej z Martą byłoby kiepsko. Wszyscy tacy zartwieni...troszczą się o nią :) ciekawe co powie Zibi, kiedy się dowie? Czyżby to właśnie jego zauważył Oskar?

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda mi Marty..Już niby lepiej było i duupa... Mam nadzieje, że wszystko się ułoży. Siatkarze to taka wieeelka rodzina :) Aż miło się to czyta, mimo okoliczności. :)
    Pozdrawiam i do następnego :)
    Zapraszam na pierwszy rozdział do mnie: http://spojrzeniem-wyznawaj-mi-milosc.blogspot.com/2013/07/rozdzia-1.html :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie, że Zbyszek został :)

    Cały sztab to nieźli panikarze, ale co się dziwić... Mam nadzieję, że Marcie nie stanie się nic poważnego i szybko wyzdrowieje.

    Jakieś takie przeczucie mam, że Zbyszek zacznie świrować do Marty? W sumie... Kto się czubi, ten się lubi!

    Igła na przyjęciu, a ja zobaczę to na żywo! O matulu! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Twój blog jest świetny ;) Z wytęsknieniem czekam na kolejny rozdział :D
    /Kinga

    OdpowiedzUsuń