"Prawdziwy wróg nigdy cię nie opuści"
Szybko wziąłem koszulkę z pokoju i podszedłem pod jej drzwi. Zapukałem.
-Marta na trening!-powiedziałem. Jednak dziewczyna nic nie odpowiadała. Powinna chociaż krzyknąć „spadaj palancie” albo coś w tym stylu, a odpowiedziała mi cisza. Zapukałem ponownie. Nic. Nacisnąłem więc na klamkę. Zamknięte.
-Otwieraj te drzwi!
Dopiero chwili usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza. Powoli drzwi otworzyły się. Spojrzałem na nią. Była blada jak ściana. W tym momencie zaczęła też lecieć w przód. Szybko złapałem ją i wziąłem na ręce wnosząc do pokoju. Ułożyłem ją na łóżku i przykryłem, a potem dotknąłem dłonią jej czoła.
-Boże dziewczyno ty masz gorączkę!-powiedziałem zabierając rękę
-Zaraz powinna spaść. Niedawno brałam tabletkę-odpowiedziała niemal szeptem.
Rzeczywiście. Na szafeczce leżało puste opakowanie.
-Co się stało?-spytałem
-Mam gorączkę, wymiotuję chyba zatrułam się czymś.-odpowiedziała
-Potrzebujesz jakichś tabletek?
-Nie trzeba.
-Chyba raczej tak. Nie widzę żebyś miała więcej.
-Zajmij się sobą!-odpowiedziała ostro
-Lepiej doprowadź się do ładu jakoś bo wyglądasz strasznie!
-To nie przychodź! Nie będziesz musiał na mnie patrzeć.-odpowiedziała. Może wyglądała strasznie. Ale.... nie widziałem jej wcześniej w takim stanie. Gdy patrzyłem na nią była tak bezsilna, bezbronna.
-Potem wpadnę-powiedziałem i skierowałem się do drzwi.
-Bartman-usłyszałem za sobą. Odwróciłem się do niej.
-Co?
-Nie mów im co mi jest....do meczu wyzdrowieje, a tak nie chcę was teraz niepokoić.....proszę-cicho wyszeptała, a ja spojrzałem na jej bladą twarz.
-Dobrze-i wyszedłem.
Zamknąłem drzwi i poszedłem na salę.
-Gdzie jest?-zapytał Oskar.
Dobra....co mu teraz powiedzieć...
-Bo Marta......no wiesz......
-Co Bartman?!
-Źle się czuje-powiedziałem
-Zaraz wyślę lekarza do niej.-odpowiedział Oskar odchodząc.
-W tym raczej on nie pomoże-zatrzymałem go, a on popatrzył na mnie.-Ma okres-szybko dodałem
-Aaaaa rozumiem.....dobra niech leży...-uśmiechnął się i podszedł do Anastasiego.
No i zaczął się trening.
***
Moja głowa po prostu jakby mogła to by eksplodowała. Może powinnam wstać i pójść do doktora po jakieś tabletki....Jednak nie mam na to siły. Poza tym czuje jak wszystko podchodzi mi do gardła. Niestety nie dam rady wymiotować, bo nie mam już czym. Jeszcze na dodatek brzuch mnie strasznie boli. Ułożyłam się na boku i podciągnęłam nogi jak najwyżej. Chwila ulgi. Byłam zmęczona po tej nieprzespanej nocy. Po jakimś czasie usłyszałam ciche pukanie do drzwi i ktoś wszedł. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Bartmana.
-A ty znów tutaj?-spytałam
-Mówiłem, że zajrzę do ciebie....poza tym przyniosłem ci coś.
Podszedł blisko i postawił na szafkę jakąś reklamówkę. Powoli zaczął wyciągać z niej różne opakowania. Patrzyłam na to.
-Wykupiłeś połowę apteki?-spytałam
Uśmiechnął się i powiedział:
-Połowę może nie, ale 1/3 na pewno.-po tej odpowiedzi nawet i na mojej twarzy zagościł uśmiech.
-Nie wiedziałem co ci jest, więc poprosiłem o coś na gorączkę, ból brzucha....a że koleżka z apteki nie wiedział dokładnie co, to kazałem dać mu najlepsze leki i tak trochę się tego nazbierało......A ty jak się czujesz?
-Bez zmian.
Poczułam wtedy jak dotyka ręką mojego policzka. Nim się obejrzałam dał mi termometr. Szybko włożyłam go i czekałam....przepraszam oboje czekaliśmy. Gdy usłyszeliśmy że zapikał Bartman wyciągnął mi go. Spojrzał na niego, a potem na mnie.
-Kobieta ty masz prawie 40 stopni.
-Od dłuższego czasu-dodaje.
-To nie jest już śmieszne. -powiedział bardzo poważnie.
Wstał i poszedł gdzieś. Nagle usłyszałam szum lecącej wody w łazience. Nie czekałam długo na siatkarza, bo znalazł się obok w mnie w mig. Odrzucił kołdrę na bok i wziął mnie na ręce.
-Gdzie idziemy?-spytałam słabym głosem.
-Musimy zbić gorączkę....najpierw naturalną metodą potem dopiero będziemy truć cię tabletkami.
Weszliśmy do środka. Posadził mnie na desce.
-Dasz radę sam się rozebrać?-zapytał
-.....nie-odpowiadam.
-Marta....-patrzy na mnie.
-Przecież widziałeś mnie już nago....ledwo zasłoniętą też, a teraz....
-Teraz to inna sytuacja....
-Naprawdę chciałabym, ale nie dam rady.
Westchnął i podszedł do mnie. Delikatnie ściągnął mi bluzę, a potem podkoszulek. Rozwiązał sznureczki od dresów i zdjął je ze mnie. Siedziałam teraz w samej bieliźnie.
-Chodź-i podniósł mnie, trzymając w pasie.
Delikatnie wstawiłam nogę do wody, a potem drugą. Posadził mnie do wanny. Woda była chłodna. Bartman sięgnął po ręczniczek i zamoczył w wodzie, a potem przyłożył do mojego czoła. Siedział tak ze mną. Obróciłam głowę w jego stronę i patrzyłam w jego oczy.
-Dlaczego to robisz?-zapytałam
-Powinnaś się cieszyć, że ktoś się tobą zajmuje.
-Ale dlaczego?-nadal nie odpuszczam.
-Bo nie mógłbym patrzeć jak cierpisz wiedząc, że mogę coś zrobić.....poza tym będziesz miała szansę się odwdzięczyć.-i uśmiechnął się mocząc ponownie ręcznik.
Siedziałam w wannie jakieś 20 minut. Zdecydowanie czułam się lepiej.
-Dobra wychodzimy.-powiedział i pomógł wstać.
Podał mi ręcznik, a ja wytarłam się sama.
-Mógłbyś przynieść mi coś do założenia?-zapytałam.
-Pewnie.
Wyszedł, a ja w tym czasie ściągnęłam z siebie mokrą bieliznę. Bartman wszedł trzymając w ręku piżamkę.
-Dzięki-odpowiadam i biorę ją od niego.
Chłopak odwraca się, a ja zakładam ją na siebie. Wychodzimy oboje i kładę się do łóżka.
Po dłuższej chwili leżenia w łóżku siatkarz podaje mi termometr.
-Masz zmierz teraz-mówi
Tym razem nie czekamy długo na wynik. Wyciągam i spoglądam na wyświetlacz.
-37.5-mówię.
-Od razu lepiej. A teraz weź jeszcze jakąś tabletkę, ale nie wiem którą-mówiąc to uśmiecha się.
-Dobra-i sięgam po opakowanie. Wybieram najodpowiedniejsze i łykam tabletkę.
-Jadłaś coś?-pyta po chwili.
-Nie....zaraz i tak to wszystko wylądowałoby w kiblu.
-Ale musisz....przynajmniej pij dużo byś nie odwodniła się zbytnio.
-Dobrze panie doktorze.-i kładę się patrząc na niego.
Ma zatroskaną minę. Czemu on taki zawsze nie jest? Dlaczego zazwyczaj jest dupkiem? Lubię tego Zbyszka który w tej chwili siedzi tutaj. Spogląda na zegarek.
-Muszę iść, bo zaraz obiad, a potem kolejny trening.-mówi i podnosi się.
-Okej.
Podchodzi i robi coś co szokuje mnie całkowicie..... On ....całuje mnie w czoło.
-Potem jeszcze wpadnę.
I wychodzi. Nie wiem nawet ile czasu minęło, a on znów się pojawia z tacą.
-Bartman nie będę nic jeść-mówię i podnoszę się
-Kucharki dały mi to.
Stawia przede mną jakąś białą zupkę.
-To kleik ryżowy na wodzie.-odpowiada.
-Nie ma mowy bym to ruszyła!-zakładam ręce na piersi i odsuwam tackę.
-Marta...gorzej nic z dzieckiem normalnie. Chcesz się odwodnić? Zjedz to! To jest rozkaz!-mówi...- bo jak nie...
-To co?!-odpowiadam
-To przyprowadzę lekarza i trenerów i ci się dostanie.
-A tylko mi się waż!-i grożę mu palcem
-Zjedz to i znikam, a potem jak będzie lepiej to podrzucę ci coś dobrego.
-Co?-pytam
-Zobaczysz.
Posłusznie zjadłam to co mi przyniósł.
-To jest obrzydliwe!
-Trudno.
Zjadłam wszystko, a on zabrał tacę i wyszedł. Nie pojawiał się, a ja usnęłam. Gdy się obudziłam zobaczyłam na łóżku obok tacę, a na niej talerz z rogalikiem. Od razu poznałam ten wyrób. To był mój ulubiony z dżemem jabłkowym z tutejszej piekarni. Robi mi taki apetyt, a ja nie dam rady tego zjeść. Jednak chęć jest silniejsza ode mnie. Skubię po kawałku rogalika. Na razie nic się nie dzieje, więc jest dobrze. Ugryzłam więcej....na wymioty mi się nie zbiera. Szczęśliwa, że mi przeszło zjadłam go popijając gorzką herbatą. Odstawiłam wszystko i położyłam się włączając telewizor. Na dworze zrobiło się ciemno. Uchyliłam okno aby zaczerpnąć świeżego powietrza i minimalnie wywietrzyć pokój. Te wymioty i gorączka to chyba tylko jednodniowe. Odwróciłam się gdy usłyszałam jak ktoś wszedł do pokoju.
-Widzę, że deser smakował.-mówi Zibi.
-Był pyszny dziękuję.-odpowiadam i siadam na łóżku.
-Powinnaś się położyć. Widzę, że zmęczona jesteś.
-Troszkę. Ostatniej nocy nie spałam dobrze.
-To kładź się-powiedział i podniósł kołdrę.
Wskoczyłam na to miejsce, a on nakrył mnie. Chciał iść, ale złapałam go za dłoń.
-Zostałbyś ze mną dopóki nie zasnę?-zapytałam.
Popatrzył na mnie i usiadł na łóżko obok. Czułam się bezpieczniej gdy on tu był. Teraz mogłam pójść spokojnie spać. Za szybko jednak zaczęłam się cieszyć, że wszystko w porządku.
W nocy wstałam i pobiegłam do łazienki. Znów wymiotowałam. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na plecach. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Bartmana. Nie chciałam by na to patrzył gdyż wiedziałam, że znów mi się zbiera. Oddałam kolejną porcję jedzenia, a on został i odgarniał moje włosy z twarzy. Gdy skończyłam usiadłam na podłogę i oparłam się plecami o ścianę. Zbyszek przyniósł mi szklankę wody. Wypiłam wszystko i odstawiłam ją pustą na bok. Chłopak znalazł się obok mnie. Spojrzałam na niego i rozpłakałam się. W jednej chwili tkwiłam w jego objęciach. Wstaliśmy, a on odprowadził mnie do łóżka. Położyłam się, a siatkarz usiadł na brzegu trzymając mnie za rękę. Oczy zamknęły mi się szybko. Zbudził mnie silny ból brzucha. Zaczęłam kręcić i zwijać się. Płakałam. Miałam ochotę krzyczeć.
-Marta...Marta co jest?-usłyszałam męski przerażony głos.
-Boli....strasznie brzuch mnie boli.....nie wytrzymam-mówiłam
-Skończyły się żarty! Idę po lekarza.
Widziałam jak wybiegł zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Po 5 minutach pojawili się obaj. Doktor od razu podszedł do mnie i zaczął wypytywać.
-Gdzie cię boli?
-Tu-wskazałam miejsce i przestałam się rzucać.
-Muszę zadać ci kilka pytań.-i spojrzał na Bartmana.
Wiedziałam co chce.
-Już idę-odpowiedział chłopak.
-Zostań!-powiedziałam
Patrzą na mnie obaj.
-Dobrze.....masz biegunkę?
-Nie-odpowiadam kręcąc się.
-Miała wysoką gorączkę i wymiotowała-wtrąca się Bartman.
-Dopiero teraz mi to mówicie?-pyta lekarz.
-Prosiłam Zbyszka by nic nie mówił. Myślałam, że to tylko chwilowe, ale ten ból.....-płakałam.
-No proszę coś zrobić!-krzyknął Zibi.
***
Wziął wtedy i wyciągnął w torby strzykawkę i wbił jej prosto w brzuch. Wpuścił do jej ciała jakąś substancję. Nie mogłem patrzyć jak cierpi..mimo iż, że jest wkurzająca to nie życzyłbym tego nawet największemu wrogowi. Po chwili patrzyłem jak uspokaja się. Przestała się szamotać.
-Co jej jest?-zapytałem.
-To samo co Grześkowi.
-Grześkowi?! Przecież dzisiaj go widziałem, normalnie na treningu był.
-Na drugim już nie....czy ostatnio jedliście coś na mieście?-zapytał.
-Przedwczoraj byliśmy na sushi.
-I co jedliście?-dopytywał
-No a co można tam jeść?-zapytałem
-To ważne...chcesz jej pomóc czy nie?
-Pewnie, że tak.....więc chcieliśmy zamówić więc wpierw jakąś nową rybę, ale w końcu zdecydowaliśmy się wziąć kurczaka z ryżem.....ale właściwie...-i zaczęło mi się układać wszystko.
-Bartman mów co wiesz!-ponaglał.
-Marta z Kosokiem wzięli tą rybę.
-Tylko oni ją jedli?-zapytał
-Tak......czy to przez to?-spytałem
-Na 99% tak..... zatrucie, dosyć poważne. Zaraz dam jej antybiotyki. Ale rano i tak będę musiał skoczyć do apteki dokupić, bo oddałem większość Grzegorzowi......Napiszę jej karteczkę jak ma brać antybiotyk.
-Powiedz mi, zostanę z nią i jej przekaże.
Widzę jak pisze coś na karteczce i wyciąga dwa opakowania tabletek.
-Białe- i wskazał na opakowanie.-przed tymi niebieskimi, co 4 godziny jej podawaj
-Najpierw białe, potem niebieskie, a wszystko co 4 godziny-mówię.
-Zapamiętasz?-pyta.
-Oczywiście.
Zbiera swoje rzeczy i kieruje się do drzwi.
-Doktorze?-mówię, a on odwraca się. -Wyjdzie z tego?-pytam
-Oczywiście, ale nie na turniej. Przykro mi...Trzeba poinformować o tym rano Anastasiego i Oskara. Bo Grzesiek też zostaje tutaj.
-To nie dobrze.
-Na szczęście, że szybko zadziałaliśmy, bo mogłoby nie obyć się bez wizyty w szpitalu...
-To dobrze-mówię cicho.
Patrzę na nią. Przysiadam na skraju jej łóżka. Wygląda na wyczerpaną. Odganiam kosmyk włosów z twarzy i przyglądam się. Po dłuższej chwili przesiadam się na łóżko obok i zasypiam. Budzi mnie dzwonek telefonu. Wstaję i nalewam wody do szklanki. Podchodzę do niej i budzę.
-Marta....Marta-i delikatnie poruszam
Otwiera oczy patrząc na mnie.
-Co jest?-pyta.
-Weź to.
***
Obudził mnie Bartman. Patrzę na niego.
-Co jest?-pytam
-Weź to.- i wyciąga do mnie dłoń, a niej trzyma tabletki.
-Po co?
-Antybiotyk, doktor przepisał.
Biorę od niego dwie tabletki i szklankę wody.
-Najpierw białą.-mówi.
Robię to co mi każe. Podchodzi i bierze ode mnie szklankę. Kładę się z powrotem.
-Kolejna porcja za 4 godziny. Dobranoc.
Nie bardzo wiem o co chodzi, ale zasypiam. Tak dobrze mi się spało, ale czuję jak znów ktoś mnie porusza. Otwieram oczy i znów go widzę. Powtarzam czynność i idę dalej spać. Kolejny raz sama się budzę. Za oknem świeci słońce. Patrzę, a na łóżku obok śpi Bartman. Tak słodko wygląda. Po chwili coś zaczyna dzwonić. Chłopak szybko się zrywa. Od razu orientuje się, że przyglądam się mu.
-Nie śpisz już?-pyta
-Jak widać.
-Dobrze, bo czas na antybiotyk.-mówi i podnosi się sięgając po szklankę.
-Bartman co właściwie w nocy się wydarzyło, bo nie wiele pamiętam.
W skrócie powiedział co mi jest.
-....i wyszło, że to przez tą rybę co zjedliście z Kosą.-wstaje i odsłania zasłony.
-A on?-pytam z nadzieją, że może środkowy jest bardziej wytrzymały i u niego było to chwilowe.
-On niestety też-mówi Bartman i odwraca się, a po chwili podchodzi do mnie. -Spokojnie szybko oboje wyjdziecie z tego....jednak ten mecz spędzisz w Spale oglądając mnie...nas w telewizji.
-Ja nie mogę-mówię i podnoszę się.
-Kładź się!....musisz odpocząć i wyzdrowieć jeśli chcesz lecieć z nami do Brazylii.-mówiąc to uśmiecha się.
-Bartman, ale ja....
-Uparciuchu! Rozumiesz że o mało nie wylądowałaś w szpitalu!-mówi jednocześnie znajdując się nade mną. Patrzę na niego. Był naprawdę przejęty. Położyłam dłoń na jego policzku, a potem lekko uniosłam i pocałowałam w policzek.
-Dziękuję.
-O nie! Nie ma mowy! Nie działa na mnie to!
-Ale co?-pytam
-Nie ulegnę twojemu spojrzeniu i pocałunkom.
-Tylko, że ja nie miałam nic takiego na myśli-odpowiadam uśmiechając się.
-Nie?-zdezorientowany pyta
-Nie. Po prostu dziękuję ci, że zaopiekowałeś się mną. Nie sądziłam, że to będziesz ty.
-A co w tym dziwnego?-zapytał
-No Bartman proszę cię.....nikt by mi nie uwierzył gdybym powiedziała, że to ty mi pomagałeś... wiesz przecież jak zachowujemy się...jak bardzo wkurzamy nawzajem...a teraz....
-Może troszkę, ale jednej rzeczy żałuję....-mówi, a ja odwracam wzrok. Czyli za szybko mu podziękowałam. Czuję jak delikatnie kładzie dłoń na policzku i obraca moją twarz tak by mieć ją naprzeciw siebie...-Nie żałuję tego, że ci pomogłem tylko tego, że tak późno zareagowałem....że wcześniej nie poszedłem po lekarza i przyniosłem ci ten cholerny deser....Doktor powiedział, że to on doprowadził do wymiotów i ostrego bólu...gdyby coś ci się stało.....
Tym razem on spojrzał w bok. Zebrał się by coś powiedzieć, ale nie potrafił...chciał spojrzeć mi w twarz, ale nie dał rady.
-Bartman spójrz na mnie.-powiedziałam, a on zrobił to....-Tylko dzięki tobie jest lepiej...nie wiem co by było gdybyś wtedy nie przyszedł do mnie....dziękuję, że mimo to jak się nie lubimy to nie zostawiłeś mnie.
-Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś ci się stało... czułbym się winny, że przyczyniłem się do tego-powiedział to łamiącym głosem. Złapałam go wtedy za szyję i mocno przyciągnęłam do siebie. Leżał na mojej klatce piersiowej, a ja głaskałam go po głowie. No nie wierze. On ma chyba uczucia.
-Teraz już będzie dobrze-wyszeptałam, a on uniósł się i popatrzył na mnie.
-Mam nadzieję-i znów położył głowę.
Ta chwila jednak nie trwała długo. Na korytarzu usłyszeliśmy damski głos. Poznałam Aśkę. Wołała Zbyszka.
-Twoja luba cię woła-powiedziałam i zabrałam ręce z jego karku.
Podniósł się i......
_______________________
Tak, tak znów miły Bartman...i miła Marta :) No i co teraz zrobi Zbyszek? Wyjdzie? Nie wyjdzie? Odpowie? Nie odpowie? No zobaczymy :) Trochę rozregulowałam się z dodawaniem rozdziałów.;p
Całuję i dziękuję za komentarze. :) Mam nadzieję, że z czasem więcej was będzie komentować :]
Troskliwy Bartman to fajny Bartman. A na dodatek okazuje się, że on ma ludzkie odruchy i uczucia! :)
OdpowiedzUsuńoooo pierwsza! ^^
UsuńNie wiesz co jest kobiecie zrzuć wszystko na okres ;P A teraz już na poważnie. Biedna Marta tak się zatruć, ale Kosok też i zostają sami w ośrodku - może być ciekawie, zwłaszcza po tym co się ostatnio wydarzyło ;)
OdpowiedzUsuńBartman pokazał, że jest człowiekiem i ma w sobie jakieś uczucia :D Lubie to, że jak trzeba to siebie wspierają, a jak jest wszystko dobrze to są dla siebie wredni ;)
A co do Asi, to byłoby ciekawie jakby weszła do pokoju i zastała ich w takiej niezręcznej sytuacji ;)
Do następnego ;*
Ej a ja to bym chciała, żeby Marta była ze Zbyszkiem :D Ciekawie by to wszystko wyglądało ;) Od samego początku ciągnie ich do siebie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Świetny rozdział, bardzo mi się podoba :D Niech Zbyszek nie wychodzi, mimo iż nie za bardzo go lubię to powinien być z Martą ;) Czekam na kolejny, dodaj szybko :D
OdpowiedzUsuńŚWIETNY epizod już nie mogę doczekać się kolejnego :)
OdpowiedzUsuńUBÓSTWIAM TWOJEGO BLOGA!!! Jest wprost cudowny :*
OdpowiedzUsuńNiech Bartman wyjdzie do Asi i powie ,że jest szmatą i nie chce jej znać i ze z nią zrywa.Mimo ,że ma trudny charakterek nie zasłużył sobie na taką dziewczynę.
Do następnego :*
A może by tak tego bloga przelać na papier i do księgarni ?! :D
OdpowiedzUsuńCUDO CUDO CUDO !!!
:*
Ojej dziękuję za takie słowa :D To naprawdę bardzo miłe :)
Usuń"Podniósł się i..." no i co? Kurde, że zawsze w takich momentach musisz kończyć. No cholerka jasna. :p Chyba Aśka zadowolona nie będzie, że Bartman u Marty siedzi i się nią opiekuje, co? Czyżby trzecią wojnę światową miałaby rozpętać? Szczerze? Nie zdziwiłabym się. ;D
OdpowiedzUsuńPierwsza myśl jaka mi przyszła o chorobie Marty to ciąża. Trochę nie pasowała mi gorączka, ale później coraz bardziej w to wątpiłam. Nawet dobrze, że Marta nie jest w ciąży. ;3
Pozdrawiam ciepło. :*
Patricia
Biedna Marta..musiala sie tak nameczyc..zreszta Grzesiek to samo.
OdpowiedzUsuńNormalnie nie wierze. Bartman taki dobry...Ale prosze...wiecej, wiecej i wiecej takiego Bartmana! Mysle, ze to lepsze niz jak sprzeczaja sie z Marta...
Do nastepnego, :D
oo jaki ten Zbyszek opiekuńczy się zrobił :) może jednak się zmienił i ta jego wkurzająca skorupa do końca pęknie i opadnie na dobre ? :)
OdpowiedzUsuńtego nie wiem .. ale wiem jedno.. mimo tego, że wyjeżdżam do Anglii postaram się czytać wszystko na bieżąco :)
buziaki :*
Kiedy następny ?!
OdpowiedzUsuń