sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 137


"Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zaw­sze pow­ra­ca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno twoją te­raźniej­szość jak i przyszłość." 



Rano obudziłam się z takimi dziwnymi uczuciami....jakby ten poród i dziecko mi się przyśniło. Spojrzałam w bok i zobaczyłam mojego kochanego synka który smacznie spał. Wstałam i poszłam do toalety, a gdy wróciłam Kubuś już nie spał.

  -Cześć kruszynko. Wyspałeś się?-pytam biorąc go na ręce i siadając z nim na łóżku.-jesteś taki piękny.- Położyłam się wraz z nim i przystawiłam do piersi. Mały jakby mógł to by tylko jadł i spał.

Reszta dnia minęła dość spokojnie.Koło 14:00 wpadły dziewczyny Iwona,Monia,Malwina i Hania. Nie mogły nacieszyć się dzieckiem. Zmęczone szybko zasnęło, a ja mogłam pogadać troszkę z przyjaciółkami. W między czasie karmiłam Kubusia jak się obudził i dalej wracałyśmy do plotkowania. O 18:00 zebrały się już i pojechały dopingować chłopaków na sali. Mi pozostało jedynie oglądanie ich wyczynów przed telewizorem. Zmierzyli się z Niemcami w finale. Nie było łatwo, ale zdołali wygrać ten mecz 3:2. Bardzo z tego się cieszyli,a mój mąż został najlepiej punktującym. Wczorajszy mecz podciągnął mu statystyki. Po spotkaniu, paru siatkarzy pojawiło się u mnie. Mój mąż nie odstępował synka nawet na moment. Dopiero gdy chłopaki go wyciągnęli,pożegnał się z nami i poszedł świętować.



Po tygodniu zostałam wypisana ze szpitala i nareszcie z Kubą mogliśmy wrócić do domu do Rzeszowa. Tam jak się okazało czekali i moi i Zbyszka rodzice. Skakali nad wnukiem przez cały czas. Sezon reprezentacyjny skończył się, więc mój mąż miał dla nas dużo czasu. Gdy w końcu rozpoczęła się Plusliga wzięłam sobie urlop na zajęcie się maluszkiem. W domu nie przebywałam sama, bo  często odwiedzały mnie dziewczyny jak miały czas. Cieszyłam się bardzo gdy wpadała do nas Monia, gdyż wraz z Kubiakiem przenieśli się do Rzeszowa. Misiek dostał propozycję grania w Resovii i zgodził się na to. Najlepsze w tym było to, że mieszkali niedaleko nas tak samo jak Ignaczakowie.




Po 5 miesiącach wróciłam już do pracy. W czasie meczów albo zabierałam małego ze sobą i zajmowały się nim Iwona i Ola, albo zostawał z opiekunką. Był naszym oczkiem w głowie. Jak nadszedł sezon reprezentacyjny Zibi dostał powołanie, a ja miałam możliwość dalszej pracy. Trener bardzo chciał bym dalej z nim współpracowała. Ja bardzo chciałam, ale było jedno ale. Miałam teraz dziecko i nie mogłam na kilka miesięcy wyjechać i go zostawić. Dostałam zgodę na wyjazdy z dzieckiem. Bardzo się z tego cieszyłam. Mały bardzo często przebywał na sali z nami wszystkimi. Wujek Krzysiek bardzo, ale to bardzo lubił wsadzać go do koszyka z piłkami. Kubuś bawił się, ja pracowałam, a chłopaki trenowali.

  -Zibi co wy robicie?!-krzyczę gdy widzę jak wraz Ruciakiem unoszą go do góry do siatki.-Chyba was pogrzało trochę. Zostawcie małego i idźcie pod prysznic.
  -No za chwilę Kochanie. -i uśmiecha się do mnie. 

Co ja się z nimi mam. Siatkarze uwielbiają go porywać i się z nim bawić. Ja to przeważnie jestem przestraszona jak wiem, że przed chwilą tutaj był, a już go nie ma. Wtedy nagle słyszę jego śmiech i idę w tamtą stronę. I co widzę?  Jak bawi się z siatkarzami...raz z Igłą, raz z Winiarskim ,albo z Bartkiem lub innym. Najśmieszniejsze było jak kiedyś porwali mi dziecko jak pracowałam akurat. Wyszłam by zobaczyć co porabiają i nie mogłam po prostu opanować śmiechu gdy zobaczyłam jak moje dziecko na czworaka wraz z Nowakowskim ścigają się goniąc piłkę. Pokręciłam głową i z uśmiechem wróciłam do pokoju dokończyć analizę. Sezon reprezentacyjny wyszedł nam super. Zdobyliśmy medale na dwóch imprezach. A po tym wszystkim dość smutny powrót do domu, bo uwielbiałam jeździć na zgrupowania i spotykać się z chłopakami. Całą rodziną wyjechaliśmy nad morze by odpocząć. I w październiku wszystko zaczynało się od początku.


KILKANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ

Lata mijały bardzo szybko. Urodziłam jeszcze dwójkę dzieci. Dwie piękne córeczki. Był między nimi rok różnicy. Oczywiście najmłodsza z nich była córeczką tatusia. Zibi skończył karierę zawodniczą i próbował sił w trenerce. Wpierw zaproponowano mu prowadzenie młodzieży Asseco Resovii Rzeszów.  Po roku Igła objął drużynę z Rzeszowa i chciał by Bartman pomógł mu w jej prowadzeniu. Mój mąż był zachwycony tym nowym wyzwaniem. Ale jak się okazało świetnie we dwójkę sobie radzili. Ja nie pracowałam już jako statystyk w reprezentacji. Pomagałam czasem w Resovii, ale już coraz mniej. Mieli młodego nowego statystyka, a ja byłam jego mentorką i idolką, tak jak kiedyś moim Oskar. Nasz syn grał w siatkówkę jak i nasza starsza córka. Najmłodsza z nich postawiła na taniec. Była naprawdę fantastyczna. Uwielbiałam patrzeć jak to robi, bo przypominała mi się moja przygoda z tańcem. To było coś cudownego. Stałam właśnie w kuchni i gotowałam obiad, gdy do pomieszczenia wparował Kuba.

  -Cześć mamuś.-mówi, całuje mnie w policzek i podchodzi do lodówki by wyciągnąć z niej sok.
  -Kuba tylko szklanka!
  -No dobra.-odpowiada i słyszę jak nalewa napoju do naczynia.-dzisiaj Ania wpadnie na obiad.-słyszę.
  -Dobrze Skarbie. Przecież wiesz że Ania jest tutaj mile widziana. W końcu to Twoja dziewczyna.-odpowiadam i odwracam się do niego.
  -Wiem. Teraz lecę, bo zaraz kończy trening, odwiozę ją do domu i będziemy.
  -Okej. Przygotuję dodatkowe nakrycie.
  -Dzięki mamo.-odpowiada i szybko znika.
  -A ten co tak szybko jak strzała?-ktoś mówi, a ja odwracam się by spojrzeć na mojego męża.- Albo poczekaj niech zgadnę.....Ania pewnie.
  -No a kto inny.-odpowiadam, a ten podchodzi i całuje mnie w usta.
  -Ślicznie wyglądasz.
  -Misiek...
  -No co? Nie mogę prawić komplementów mojej pięknej żonie?-zapytał.
  -Pewnie, że możesz.-mówię i zarzucam mu ręce na szyje, obejmuje i całuję w usta.
  -Co ta miłość robi z ludźmi.-uśmiecha się i wyjmuje talerze z szafki by po chwili rozstawić je na stole.

Ania to dziewczyna Kuby. Poznał ją kiedyś na jakimś treningu. Uczy się tutaj i trenuje. Z tego co wiem to przeniosła się stąd z Kędzierzyna. Tak wiele dobrych wspomnień mam z tamtego miasta. Po godzinie wszyscy razem siedzieliśmy przy jednym stole i spożywaliśmy posiłek. Po wszystkim najmłodsza córka posprzątała i uciekła do siebie do pokoju. Wieczorem gdy leżeliśmy już ze Zbyszkiem w łóżku wpadł do nas syn.

  -No co tam młody?-zapytał Bartman.
  -Jest taka sprawa. Jutro przyjeżdżają do Rzeszowa rodzice Ani i chcieli was poznać.
  -Nas? Czemu?-pytam zaciekawiona.
  -Ania dużo opowiadała im o was i chcieli was poznać.

Popatrzyliśmy na siebie z Zibim, a potem na Kubę.

  -Dobrze....o której i gdzie?-pytam.
  -Pojedziemy razem.
  -Denerwujesz się trochę stary co?-śmieje się Zbyszek i szturcha go w ramię.
  -Tato weź przestań....
  -No co? Jeszcze nie poznałeś jej rodziców?
  -Nie miałem kiedy....dzięki wam naprawdę. Kocham was.-i szybko znika. Pokręciłam tylko głową i położyliśmy się spać.

Dzień minął nam bardzo szybko i nim się obejrzeliśmy wsiadaliśmy właśnie do auta z synem. Ubrałam się ładnie, umalowałam oraz uczesałam. Nie chciałam się też za bardzo stroić. W końcu to tylko kolacja. Kiedy weszliśmy do środka z dala zauważyłam Anię. Podeszliśmy do stolika przy którym siedziała wraz z rodzicami. Kobieta odwróciła się do nas i przywitała. Mężczyzna wstał i wyprostował się. Dość wysoki był nie powiem. Jednak gdy się odwrócił uśmiech z mej twarzy znikł w jednej chwili. Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę. Przecież....przecież to nie jest prawda.

  -Patryk?-zapytałam.
  -Marta.....kope lat.-odpowiada.
  -Tak.-mówię.
  -To wy się znacie?-zapytał Kuba.
  -Trochę tak.-odpowiadam mu.
  -Trochę bardziej niż trochę.-poprawia mnie Patryk.
  -Kurczę nie wiedziałem, że się znacie.-odzywa się mój syn.
  -Nie wiedziałam, że to Twoja córka.-patrzę na Czarnowskiego i mówię.
  -Nazwisko nic Ci nie mówiło?-zapytał.

Właściwie to  Kuba rzadko wspominał jej nazwisko, poza tym jak napomknął raz czy dwa to skąd miałam wiedzieć, że to jego córka. Mało ludzi jest o takim nazwisku?

  -Mało ludzi jest którzy mają tak na nazwisko?-odpowiadam mu pytaniem na pytanie.
  -Może usiądziemy do stołu?-przerwał nam rozmowę mój mąż czym wybawił mnie z tej nieprzyjemnej dość rozmowy. To będzie straszna kolacja.
  -Nic się nie zmieniłaś.-powiedział Patryk w moją stronę.
  -Ty też.-odpowiedziałam, posłałam mu nikły uśmiech i spojrzałam w kartę dań.

Jakoś ta rozmowa szła. Jej mama była przesympatyczna, ale Patryk.....dziwnie się dzisiaj zachowywał. W którymś momencie usłyszałam jak Zbyszek przeprasza i odchodzi od stołu. Gdy przez dłuższą chwile nie wraca, przepraszam też ich na chwilę i idę do niego. Stoi w łazience opierając się o zlew.

  -Zibi....-mówię i kładę mu dłoń na ramieniu.
  -Marta....ja nie mogę....on mnie tak wkurza. Patrzy się na Ciebie, to jak z Tobą rozmawia. Zaraz coś mnie trafi i mu przyłożę.
  -Skarbie przestań. Nie mów tak. Nie warto tego robić. Może on specjalnie to robi, chce Cię wyprowadzić z równowagi....nie możesz się dać tak łatwo.
  -Ale Martuś....
  -Nie! Z nim to sprawa zamknięta. Wybrałam Cię i Cię strasznie kocham.
  -Ja Ciebie też.....ale nie chcę, by mój syn zadawał się z jego córką.
  -Że co?!-pytam z niedowierzaniem.
  -To co słyszałaś.
  -Nie Zibi! Ja się na to nie zgadzam! Jeśli on kocha Anię to nie zabronię mu z nią być. Poza tym on ma dopiero 18 lat. Przecież jeszcze tyle przed nim. Może inną znajdzie... A jak nie to ja zaakceptuję jego wybór.
  -Ale ja nie potrafię wyobrazić sobie, że kiedyś moglibyśmy być rodziną z nim....Nie!!!
  -Zbyszek nie wybiegaj tak w przyszłość bardzo. Wracamy.-odpowiadam i wychodzę z męskiej toalety.

Kiedy siadamy przy stole panuje niezręczna cisza. Wszyscy jemy przyniesiony nam posiłek, ale nikt nic nie mówi. W końcu odzywa się mój syn.

  -Nikt nie chce mówić więc ja zacznę. Po prostu dłużej nie mogę już. Nie wiemy z Anią o co wam chodzi. Nikt nam nic nie mówi. Dziwnie się zachowujecie wszyscy. Miał być miły wieczór, a na razie na taki się nie zapowiada. Mamo? Tato? Powiecie coś?-i spojrzał na nas.
  -Byliśmy z Martą kiedyś parą.-odzywa się po dłuższej chwili Patryk.
  -Co?!-patrzy na mnie syn wraz z Anią, a potem na jej tatę.
  -Mamo to prawda?-pyta Kuba.
  -Tak. Ale to było dawno temu.
  -Po prostu nie wierze.-komentuje to mój syn.-Wy razem? A teraz ja i Ania?
  -Widocznie ja z Martą nie byliśmy sobie pisani, ale gdzieś tam było zapisane, że jeszcze kiedyś się spotkamy....nie spodziewałem się, że w takich okolicznościach. Moja córka z jej synem. Jednak coś nas do siebie ciągnie.

Widziałam jak w Zibim się gotowało.
  -Przepraszam.-powiedział i wyszedł z restauracji. Wstałam, ale Patryk powstrzymał mnie.
  -Ja pójdę. Musimy coś sobie z nim wyjaśnić.

Nie byłam tego pewna, ale zaufałam mężczyźnie. Zostaliśmy przy stole we czwórkę.

  -Przepraszam bardzo za mojego męża.-odzywam się pierwsza.
  -Ja za swojego też.-mówi kobieta.
  -Nie masz za co. To wszystko moja wina.
  -Marta przestań. Nie jest wcale Twoja wina. To oni mają  z tym jakiś problem.....obaj....widocznie przez to wszystko co między wami było.-mówi mama Ani.
  -Wiesz o wszystkim?-zapytałam.
  -Pewnie o wszystkim nie, ale Patryk opowiedział mi troszkę.

Nie wiedziałam co powiedzieć.

  -Kuba... proszę idź sprawdź co z nimi.-mówię, bo zaczynałam się martwić, że tak długo nie wracali. Po dosłownie 5 minutach przybiega mój syn i mówi byśmy poprosiły o lód i wyszły natychmiast na zewnątrz. Poprosiłam kelnera o dwa woreczki lodu, a w tym czasie mama Ani płaciła za kolację. Obie wyszłyśmy i zobaczyłyśmy naszych mężów, siedzących na murku, całych poobijanych, w rozdartych ubraniach i zakrwawionych. Podbiegłyśmy od razu do nich i dałam im po woreczku z lodem.

  -Jesteście nie normalni wiecie?!!-krzyczałam.
  -Kochanie przepraszamy.-odzywa się mój mąż lekko krzywiąc się.
  -Musieliśmy sobie z Zibim wyjaśnić parę spraw.-mówi Patryk.
  -I jak?-pytam.
  -Przyjaciółmi raczej nie będziemy, ale może aż tak źle nie będzie.-mówi Zbyszek.
  -Z wami gorzej jak z dziećmi.-patrzę na nich i odwracam się by iść do auta. Miałam ochotę płakać. Wtedy ktoś złapał mnie za przedramię i pociągnął tak, że odwróciłam się do tej osoby przodem.
  -Czego chcesz?!-zapytałam męża.
  -Proszę nie rób tego.
  -Naprawdę musiałeś się z nim bić? Po co?
  -Bo gadaliśmy, byłem wkurzony i musiałem. Musiałem zrobić to co kiedyś chciałem.
  -Ale pamiętasz.....to wtedy dzięki niemu się pogodziliśmy, bo przyszedł do Ciebie.
  -Tak Skarbie. Był....wysłuchałem go i to wszystko. Nie rozmawiałem z nim o tym. Wysłuchałem tego co miał do powiedzenia i wyprosiłem go. Nie lubię go po prostu i tyle.
  -Dlaczego?....powiedz mi dlaczego tak go nie lubisz?!-zapytałam niemal krzycząc.
  -Bo bałem się i wciąż się boję, że może mi Cię odebrać. To była Twoja pierwsza miłość....zawsze zostają jakieś tam uczucia.
  -Zbyszek....był moją miłością, a teraz to Ty nią jesteś. Nie potrafię wyobrazić sobie życia bez Ciebie. Tak Cię kocham, że nawet sobie nie wyobrażasz.
  -Jeszcze jak on mówił o tym przeznaczeniu...
  -I co z tego? Nie widzisz, że te przeznaczenie skierowało mnie tutaj gdzie teraz jestem?... Z Tobą! Nie z nim. Nie mi i jemu, było pisane "i żyli długo i szczęśliwie", ale kto wie czy naszym dzieciom akurat nie będzie.
  -Przepraszam Skarbie. Przepraszam strasznie.-mówi przytulając mnie.
  -Nie mnie przepraszaj. Tylko dzieci. Te dzisiejsze spotkanie zamiast przebiegać w jakiejś miłej atmosferze, które miało służyć do poznania się naszych rodzin, zrodziło się w wyciągnie naszych brudów z przeszłości. Powrót do tego wszystkiego. To one są dzisiaj najbardziej poszkodowane, a nie ja.
  -Wiem Słońce.

Wróciliśmy do reszty, a mężczyźni przeprosili dzieciaki. Zibi również wyciągnął rękę do Patryka i pogodzili się. Rozdzieliśmy się i wróciliśmy do domu. Ten wieczór na długo zostanie nam w pamięci.

_________________________________________________________________________________

Hej wszystkim :) No co tu dużo mówić... mam nadzieję, że spodoba się wam ten rozdział.  Nowy postaram się dodać już niedługo. Będzie to ważny rozdział, gdyż będzie to EPILOG. Tak dobrze widzicie. Nadszedł koniec tego bloga. Właściwie to jeszcze nie, bo został jeden rozdział. Także..... do zobaczenia :* :* Komentujcie :*