sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 132


"Miłość cierpliwa jest,łaskawa jest. Miłość nie zazdrości,nie szuka poklasku,nie unosi się pychą;......Wszystko znosi,wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje."



  -Gotowa już?-pyta, a ja kiwam głową na tak. Wchodzimy do kościoła. Widzimy ministrantów którzy stoją przy zamkniętych drzwiach. Ustawiliśmy się z moim ojcem i czekaliśmy na odpowiedni moment.Z każdą chwilą denerwowałam się jeszcze bardziej. Staliśmy tak i czekaliśmy co doprowadzało mnie do szału. W tym samym momencie usłyszeliśmy marsz Wagnera i obaj ministranci otworzyli drzwi kościelne. Z dala od razu zauważyłam Zbyszka stojącego przy ołtarzu, a za nim Kubiaka.

  -Ruszamy kochanie.-powiedział mój tato i powoli kroczyliśmy przez środek kościoła mijając po drodze uśmiechających się do mnie ludzi. Odpowiadałam im również uśmiechem, ale dzisiaj interesowała mnie tylko jedna osoba.On. Mój przyszły mąż.

***


Gdy usłyszałem marsz od razu odwróciłem się, bo wiedziałem, że za chwileczkę ją ujrzę. Wejdzie tutaj do środka prowadzona przez swojego ojca. Wielkie, ciężkie metalowo-drewniane drzwi w końcu się otworzyły i z cienia wyłoniły się dwie postacie. Ona...wyglądała tak przepięknie, że myślałem, że zaraz padnę z zachwytu.

  -Trzymaj się chłopie.-szepnął mi na ucho Kubi. Już dużo wcześniej wspomniał mi, że Marta wygląda cudownie. I to była prawda.
  -Anioł.-wyszeptałem spoglądając jak zbliża się w moim kierunku. -Prawdziwy anioł.

Nie mogłem się doczekać kiedy w końcu stanie już obok mnie. Gdy tak się stało wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, a jej ojciec przekazał mi ją.

  -Opiekuj się nią Zbyszku.-powiedział.
  -Zawsze będę.-odpowiedziałem. Spojrzałem w jej piękne brązowe oczy i ten nieziemski uśmiech. Ucałowałem ją w dłoń i odwróciliśmy się w kierunku ołtarza.


***

Nareszcie mogłam być już obok niego. Tak strasznie mi go brakowało. Nie znoszę kiedy nie widzę się z nim tak długo, bardzo wtedy tęsknię za nim. Gdy skończono grać pieśń, ksiądz rozpoczął mszę świętą. Wraz ze Zbyszkiem i księdzem ustaliliśmy, że chcemy by jeden z naszych przyjaciół przeczytał głośne czytanie z któregoś testamentu. Nam zostało wybranie fragmentu i osoby. Zgodnie ustaliliśmy, że będzie to Igła. Kiedy nadszedł ten moment, Krzysiek wstał, poprawił swoja marynarkę i podszedł do ołtarza.

-Czytanie z pierwszego listu św. Pawła apostoła do Koryntian.

Bracia: Starajcie się o większe dary:
a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą.
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką możliwą wiarę,
tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę
całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,'
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.

Oto słowo Boże

  -Bogu niech będą dzięki.-odpowiedzieli wszyscy. Igła zadowolony i uśmiechnięty powrócił na swoje miejsce. Wiedziałam, że to był dobry wybór, by to Krzysiek to przeczytał. Kiedy ksiądz wygłosił homilię, wziął mikrofon i wraz z ministrantem zeszli do nas. Odwróciliśmy się więc ze Zbyszkiem do siebie twarzami.

  -Marto i Zbigniewie-zaczął ksiądz.-Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?-zapytał podstawiając nam mikrofon.
  -Chcemy-odpowiedzieliśmy równo.
  -Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i zlej doli, aż do końca życia?
  -Chcemy.
  -Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?
  -Chcemy.


Po tym nastąpiło odśpiewanie pieśni do Ducha Świętego. I teraz był ten moment.

  -Podajcie sobie prawe dłonie.-powiedział kapłan, a my tak też zrobiliśmy. Przewiązał je stułą i kazał byśmy powtarzali za nim słowa.

  ............

  -Ja Zbigniew biorę sobie Ciebie Marto za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.


.....................

  -Ja Marta biorę sobie Ciebie Zbigniewie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- powtórzyłam za księdzem. Cieszyłam się bardzo, że nie zacięłam się wypowiadając te słowa.
  -Wszystkich tu obecnych biorę sobie za świadków, aby w razie potrzeby o niniejszym małżeństwie w obliczu Boga zawartym i przez Kościół zatwierdzonym, świadczyć mogli. Kogo Bóg złączył, człowiek niech nie waży się rozłączać. Małżeństwo, któreście między sobą zawarli, ja, powagą Kościoła Katolickiego, potwierdzam i błogosławię: w Imię Ojca i Syna, I ducha Świętego. Amen.-Kapłan zabrał stułę z naszych splecionych dłoni.W oczach moich pojawiły się łzy. Zbyszek uśmiechnął się i dotknął mego policzka.
Ksiądz w tym czasie pobłogosławił nasze obrączki, a następnie biorąc je z tacy nałożyliśmy sobie je na serdeczny palec prawej ręki, wypowiadając takie słowa.

  -Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
  -Mężu przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Następnie nastąpiła modlitwa, a ja spoglądam na Zbyszka uśmiechającego się szeroko.Niedługo potem nastał koniec całej ceremonii.

  -Może pan teraz pocałować pannę młodą.-uśmiecha się ksiądz, a Zbyszek namiętnie wpija się w moje usta.

W tle rozbrzmiewa już marsz Mendelsona. Powoli udajemy się w stronę wyjścia, gdzie od razu zostajemy obsypani groszami oraz ryżem. Przykucamy by podnieść i pozbierać większość.

  -Niech żyje para młoda!-krzyczą siatkarze, a reszta gości im po chwili wtóruje.

Teraz odbieraliśmy życzenia od wszystkich,a Kubi wraz z Malwiną przejmowali kwiaty od gości. Było tego dość sporo. Kiedy kolejka doszła już do końca ucieszyłam się, bo byłam już nieco zmęczona tym. Najbardziej mnie teraz interesowało co wykombinował Zbyszek.

  -Powiesz mi w końcu czym pojedziemy?-zapytałam.
  -Spokojnie już zaraz zobaczysz.-uśmiechnął się do mnie i pomógł zejść ze schodów.-Kubi auto stoi zaraz po prawej stronie. Wiesz gdzie jechać. Spakujcie z Malwiną te rzeczy i jedźcie.-odezwał się mój mąż.- A my moja droga....-zaczął-Pojedziemy tym.-i wskazał dłonią kierunek w którym mam spojrzeć. Odwróciłam szybko wzrok i moim oczom ukazał się powóz. Koń i kareta. I to dosłownie.

  -Żartujesz Zibi?-zapytałam nieco zszokowana.
  -Nie tym razem Kochanie. Jesteś moją księżniczką i tak też zajedziemy na sale.
  -No nie wierzę po prostu.-wyszeptałam i mocno przytuliłam się do Zbyszka.
  -Chodźmy, bo goście zaraz dojadą na miejsce i zaczną się niecierpliwić gdzie podziewają się państwo młodzi.-zaśmiał się Bartman i ruszyliśmy w tamtym kierunku. Gdy tylko doszliśmy na miejsce, otworzył mi drzwiczki i podał dłoń.-Pani Bartman.....-powiedział uśmiechając się.
  -Dziękuję panie Bartman.-odpowiedziałam i z jego pomocą wspięłam się i zajęłam miejsce. Zbyszek szybko dołączył do mnie i ruszyliśmy.
  -Jesteś nienormalny.-mówię
  -Dlaczego?-zapytał.
  -Koń, kareta....to wszystko jak za bajki.
  -Wiem, ale Ty teraz idealnie do tego pasujesz.....poza tym jesteś moją księżniczką. Zrobiłbym dla Ciebie wszystko, bo Cię bardzo kocham żono moja.-mówi, a ja delikatnie muskam jego wargi.
  -Ja też zrobiłabym wszystko
  -Nie trzeba wszystko.-przerwał mi i powiedział.
  -Tylko co?-pytam.
  -Tylko mnie kochaj.
  -Już to robię najdroższy. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.....a teraz......teraz jesteśmy związani już na zawsze.
  -Na zawsze i nikt nas nie rozdzieli.-mówi przytulając mnie mocno.
  -Nikt.-odpowiadam.
  -Chłopaki mi powiedzieli, że jak Cię zobaczę to pewnie padnę...a Igła zapytał czy jestem pewny że mają karetki nie wezwać na wszelki wypadek. Sądziłem, że żartuje on sobie jak zwykle, ale teraz wiem, że miał rację. Wyglądasz nieziemsko w tej sukience....i teraz wiem....wiem, że było warto czekać ten tydzień...po to...po to by zobaczyć Cię. Strasznie się za Tobą stęskniłem wiesz?
  -Wiem Kochanie. Nie masz pojęcia jak ja też tęskniłam. Myślałam, że po wieczorze panieńskim jak wrócimy do Rzeszowa zobaczę się z Tobą, a tu dziewczyny oznajmiły mi że mam areszt domowy i nie ma mowy byśmy się zobaczyli.....o mały włos i bym zadzwoniła byś się ze mną spotkał, bo udało mi się wymknąć do sklepu kiedy one spały.
  -A ja to nie raz próbowałem, ale nic z tego. Pilnowali mnie....jak dziecka normalnie....a ja chciałem tylko usłyszeć przez chwilę Twój głos, zapach, pocałować Cię....tak przez moment potrzymać w ramionach cały mój świat. Tylko tyle chciałem.
  -Jednak to już jest nie ważne. Teraz jestem obok Ciebie i zawsze będę mój mężu.
  -Pięknie to brzmi.-odpowiada i mocno ściska moją dłoń.  

__________________________________________________________________

Jest i rozdział. Przepraszam za opóźnienie, miał być wcześniej.  :)

NIE LEKCEWAŻ SERCA MISTRZA!!!
MISTRZ MISTRZ RESOVIA!