"Tym ostatnim desperackim spojrzeniem chciała wyssać bodaj cień nadziei. Ale nadziei nie było [...]"
No i nastał ten ważny dla nas dzień. Dziś mecz o być,albo nie być. Wszyscy na śniadanie zeszli w dobrych nastrojach. Obserwowałam każdego jak się zachowywał. Albo naprawdę dało im coś ta moja gadka, albo teraz udają. Jednak nie będę dociekać,bo ważne by oni wierzyli. Cały dzień szykowaliśmy się. Jeszcze w autokarze była taka krótka analiza. Siatkarze zagrzewali się jakimiś przyśpiewkami. Po podjechaniu na halę, wyszliśmy z autokaru i udaliśmy się do szatni. Teraz nastąpiła już pełna koncentracja . Pomagałam im w oklejaniu palców. Kiedy skończyłam do ruszyłam do Oskara,aby rozłożyć sprzęt i przygotować wszystko.
-Oskar?
-Tak.
-A jeśli my tego nie wygramy? Chłopaki powiedzą,że kłamałam.
-Nie mogą nawet tak powiedzieć. Wierzysz przecież prawda?-zapytał i spojrzał na mnie.
-No....tak. Ktoś musi wierzyć.
-Każdy z nas wierzy w wygraną. I nie my, a chłopaki muszą też w to uwierzyć-mówi.
Po chwili przy bandzie staje Zibi.
-Dawaj buziaka na szczęście-mówi pochylając się do przodu. Unoszę się z miejsca i wychylam w jego stronę przysuwając i całując w usta.
-Do boju kowboju!-dodaje.
-Chyba siatkarzu!-odpowiada śmiejąc się i skradając mi kolejnego buziaka. Puścił oczko i zaczął się oddalać.
-W takim razie do boju siatkarzu!-krzyczę za nim, a on unosi mi kciuk w górę.
O 20:00 rozpoczyna się ten bój. Mimo,że walczyli o każdy punkt nic z tego nie wyszło. Andrea rozmawiał z nimi, a oni próbowali się sami jeszcze dodatkowo przekonać,że wynik 2:0 to jest nic,bo to jeszcze można zmienić. No i zaczął się set trzeci. Siedziałam i byłam przerażona.Tak ja! Ja co kazała im walczyć i była zawsze pełna wiary w nich boję się. Boję się tego co może się stać kiedy nie udałoby się wyciągnąć tego wyniku. Rosjanie wygrali już dwa sety i zmierzają także po zwycięstwo w trzecim. To nie może się tak skończyć. Chłopaki robią co mogą. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko. Co odrobią stratę to Rosjanie znów wyprzedzają. Dochodzimy w końcu do końcówki.
-Nie dajcie się chłopaki.-mówię, a Oskar spogląda na mnie. Tli się w nim jeszcze iskierka nadziei, ale z każdym kolejnym punktem gaśnie.-Oni nie mogą tego przegrać-mówię, czując zbierające się łzy. Mężczyzna poklepuje moją dłoń.
-Ułoży się.-i z powrotem wystukuje coś na klawiaturze.
Emocje wzięły górę i ciężko mi było pracować. Jest 23:20 dla Rosjan. Na zagrywkę wchodzi właśnie Zbyszek.
-Dasz radę kochanie....musisz dać-mówię cicho.
Piłka w górze, uderzenie i aut. Spoglądam znów na tablice z wynikiem 24:20 dla tamtych. Zbyszek nie może darować sobie tego, Kurek spogląda w górę czując jakby to już był koniec. Ale to jeszcze nie jest! Zagrywka Grankina, skrót, odbiór naszych i gwóźdź Piotrka. Podrywam się z miejsca. Właśnie tego nam trzeba. Szybko siadam i obserwuje kolejną akcję. Bardzo mocna zagrywka Kurka, odrzucająca od siatki. Mocno ściskam dłonie, a serce wali mi jak oszalałe. Rosjanie kiwają, o mały włos, piłka wpadłaby w boisko, ale pojawił się Ignaczak, wystawa dolnym do Bartka, a ten postanawia zaryzykować i uderza mocno. Piłka odbija się od przedramienia ich libero i leci w stronę band reklamowych, ale pojawia się tam jeden z Rosjan i wyciąga ją. Do piłki dochodzi Muserski i przebija ją kierując w dół. Leci do niej Igła, ale rozchodzi się dźwięk gwizdka oznaczający, że rzecz zdążyła już dotknąć podłoża. Z moich oczu płynął łzy, zaciskam usta by nie wybuchnąć. Chłopaki jeszcze protestują, że nie dotknęła, ale nic z tego. Punkt zostaje przyznany Rosjanom i tym samym wygrywają mecz 3:0. Oskar obejmuje mnie ramieniem. To nie może być prawda!!! To nie może tak się skończyć! Ocieram dłonią oczy i spoglądam na chłopaków. Rozglądają się po trybunach bądź spoglądają w sufit. Wiem,że w ten sposób próbują powstrzymać łzy. Podchodzą do siatki i podają sobie z przeciwnikiem. Gdy tylko odchodzą rozchodzą się każdy w inną stronę. Grzesiek leży na boisku i rękoma zasłania twarz, Bartek rozgląda się po trybunach jakby szukając na nich kogoś, lecz wiem, ze tak naprawdę stara się by kamera go nie dopadła i próbuje nie płakać, Krzysiek przysiada na krześle i spuszcza głowę.
-Idę do nich!-mówię odrzucając słuchawkę na stolik.
Przepycham się między Rosyjskimi siatkarzami i podążam w kierunku swoich siatkarzy. Z daleka widzę Zbyszka i on mnie też. Rusza szybko w moją stronę.. Nie zatrzymuję się, tylko od razu rzucam się mu na szyję mocno obejmując.. Przyciska głowę do mego ramienia. Nie mam pojęcia czy płacze czy nie. Ja za to tak.
-Przegraliśmy.....-szepcze
-Ciii-i kładę mu dłoń na głowie , przeczesując palcami jego włosy.
-Przegraliśmy-powtarza, a ja wtedy na ramieniu czuję lekką wilgoć. Jego oddech przyśpieszył. Nie dziwię się mu wcale. Miałam ochotę podnieść jego głowę i przetrzeć od łez oczy, a potem pocałować, ale zaraz pewnie dopadliby nas jacyś paparazzi i zrobili zdjęcia,a tego nie chcę dla niego.
-Kochanie....-szepczę.
Niezauważalnie stara się wytrzeć policzki z pozostałości po łzach. Podnosi głowę i patrzy na mnie.
-Nie płacz kochanie-mówi
-Ty też-odpowiadam.
-Już nie płaczę....ale pocałuj mnie zanim znów to zrobię-i widzę w jego oczach zbierające się krople.
Szybko odnajduję jego usta i całuje. Odpowiada mi również tym samym.
-Chodźmy do reszty-mówi gdy odrywa się od moich warg
-Dobrze.
Łapie mnie za rękę i podążamy w kierunku zespołu. Zbyszek siada między dzikiem, a Krzyśkiem. Przytulam wpierw jednego, a potem drugiego. Nie mówię nic, bo nie wiem co. Obejmuje Igłę ramieniem, a on opiera o nie swoją głowę. Po chwili jednak schodzimy do szatni. Idę razem z chłopakami. Usiadłam i patrzyłam na nich. Nie mieli ochoty nawet się przebierać. Musieli to odreagować teraz gdy nie byli narażeni na żadne zdjęcia i dziennikarzy. Krzysiek zwalił ze stolika wszystkie butelki z wodą, wywrócił krzesło, a potem osuwając się o ścianę rozpłakał. W kącie widziałam innych którzy także uronili łzę jednak w jakimś sensie starali się tego nie okazywać. Żygadło podszedł do libero i objął ramieniem również płacząc. Zbyszek podszedł do dzika, który nie radził sobie z zawiązaniem sznurówek.
-Pierdolone sznurówki!-syczał Kubi starając się zająć czymś głowę.
-Dziku!-mówi Zibi stojąc przed nim.
-Kto w ogóle stworzył wiązane buty?! Nie łatwiej byłoby podarować nam na rzepy, albo wciągane?!
-Dziku spójrz na mnie!-ponownie rozchodzi się głos Zbyszka.
-Czego?!-podnosi głowę.
Patrzą przez chwilę na siebie, po ty by zaraz wpaść sobie w ramiona. Bartman obejmuje chłopaka niczym młodszego brata. Obaj znów dają upust swym emocjom. Z moich oczu także płyną łzy. Obok po chwili zjawia się Bartek. Spoglądam na niego i jego zapłakane oczy. Biorę i mocno go przytulam. Łka niczym dziecko. Takiego czegoś nie przeżyłam nigdy. Paweł wraz Możdżonkiem starają się pocieszyć nieco chłopaków którzy byli tu pierwszy raz. Im zapewne też było przykro, ale można powiedzieć oni przeżyli już coś podobnego, a dla nich był to pierwszy raz i bolesny cios. Jarosz również starał się być twardy. Ale ciężko było, naprawdę ciężko w takiej sytuacji. Winiar załamany kolejny raz. Milczymy, a w pomieszczeniu rozchodzi się tylko dźwięk płaczu, ciągania nosem, cichego łkania i smarkania.
-To moja wina-odzywa się nagle Igła.- Gdybym stał bliżej, to podbiłbym tą piłkę...podbiłbym ją i gralibyśmy dalej!-mówi.
-Przestań Igła!-krzyczy Bartman. -To ja wszystko spieprzyłem!-mówi nadal trzymając Miśka.-Jakbym nie zepsuł tej ostatniej zagrywki....gdybym posłał ją trochę lżej...-i zamyka oczy przyciskając mocno do siebie Michała.
-Nie chłopaki, to ja zawiniłem-odpowiada Bartek.- Gdyby nie moja słaba gra, to może byśmy wygrali....Nie mogłem poradzić sobie z przyjęciem ich zagrywki. To ja!
-Chłopaki ochłońcie-odzywa się Guma.-To nie jest wina jednego tylko. Wszyscy w jakimś sensie zawiniliśmy....Może zaprzepaściliśmy nasze szanse w meczu z Australią. Wystarczyło z nimi wygrać i Niemcy mieliśmy gwarantowano....a tak można powiedzieć, że sami sobie zgotowaliśmy to. Ale nie chcę nikogo obwiniać ani nic. Dla większości z was były to może i pierwsze Igrzyska, ale ja parę mam już za sobą....Obawiam się, że trochę za bardzo wierzyliśmy w to, że jak wygraliśmy Ligę Światową, udało nam się przełamać passę przegranych z Brazylią, to tutaj w Londynie będziemy również niepokonani. Byliśmy uważani za faworytów i to nie zespół grający o 2 czy 3 miejsce, a te najwyższe. To na pewno spowodowało taki a nie inny obrót sprawy. Za bardzo pewni byliśmy tego, że wygramy nic nie robiąc...Sądzę, że za duży ciężar to był dla niektórych i nie wytrzymali....Jednak spokojnie. Jak to mówią, za 4 lata kolejne. Może mnie nie będzie już na nich, ale wy za to dojrzejecie do nich psychicznie i będziecie wiedzieć to, że stawiając was w roli faworyta, to nie oznacza, że wygracie.
Chłopaki patrzyli na niego. Miał rację. Było mi przykro, że z taką pewnością mówił o tym, że na kolejnych może się już nie pojawić. Nie wyobrażam sobie kadry bez niego. Chłopaki biorą się w garść i przebierają. Udajemy się prosto do autokaru i do wioski. W środku pojazdu panuje kompletna cisza. Każdy z chłopaków spogląda przez okno. Widzę tylko jak ocierają łzy. Opieram się o Zbyszka, a on mocno ściska mnie i całuje w głowę. Marzę o tym by cofnąć czas do meczu z Australią i pozwolić im wygrać to. Zajeżdżamy i od razu każdy kieruje się do swojego pokoju. Zbyszek kładzie się na łóżku i wpatruje w jeden punkt na ścianie. Odstawiam swoje torby na podłogę i podchodzę do niego. Chłopak jednak nadal nie odwraca się w moją stronę. Siadam więc, a potem kładę przytulając się do jego pleców. Zibi łapie moją dłoń i przykłada ją sobie do policzka,a po chwili wybucha znów płaczem.
-Kocham cię Zbyszek-szepczę wprost do jego ucha.-Kocham cię słyszysz. Nie załamuj się proszę.
Odsuwa moją rękę którą go obejmuje i odwraca się do mnie twarzą.
-Ja też strasznie cię kocham.....i nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że mam cię tutaj....tak blisko i to, że jesteś i mam nadzieję, że będziesz.
-Zawsze będę-odpowiadam i całuję go.
Mocno przytula się do mnie i płacze, a raczej oboje płaczemy. Po jakimś czasie nasze szlochanie ustaje, a do pokoju z wielkim hukiem wchodzą siatkarze. Z Bartmanem zrywamy się i wycieramy mokre jeszcze oczy. Chłopaki siadają na podłodze i wyciągają z reklamówek puszki z piwem oraz butelki z wódką. Gdy spojrzałam na ilość towaru który kupili przeraziło mnie lekko.
-Chłopaki ja wiem....-zaczęłam
-Marta daj spokój! Raz można porządnie się nawalić. Przynajmniej na chwilę zapomnimy o tym co się stało!-mówi Kubiak
Machnęłam na to tylko ręką i zrezygnowałam. Wiedziałam, że i tak zrobią co będą chcieli.
-Łap!-krzyczy Igła i w moją stronę leci jakaś puszka. W porę jednak łapię ją.
-Dzięki-odpowiadam i otwieram ją.
Wszyscy przez moment delektują się trunkiem. W ruch potem idzie kolejna porcja i kolejna. Jednak nie podoba mi się mieszanki które preferują. Po jakimś czasie dopiero zaczynają mówić. Każdy z nich wyrzuca to co leży mu na sercu. Przeważnie to obwiniają się o tą przegraną. Niektórych znów ponoszą emocje i płaczą. Po 20 minutach z podłogi wstaje Grzesiek. Zachwiał się i podpiera ściany, ale po chwili gładzi koszulę.
-Spoko chłopaki wszystko w porządku-mówi.
-Gdzie idziesz?-pyta Winiar.
-Ja jak to gdzie...piwo się kończy, czas załatwić kolejną porcję.
-Nie Kosa! Koniec! Zostajesz!-mówię podnosząc się z miejsca.
-Ooo Marta, a skąd ty tutaj się wzięłaś?-zapytał Jarosz.
-Ha ha ha bardzo śmieszne-odpowiadam.
Patrzę na środkowego i mówię.
-Zostajesz!- i zrezygnowana dodaję- Ja po to pójdę.
Nikt nie odzywa się. Kosok uradowany osuwa się z powrotem na podłogę. Biorę portfel i zwracam się do nich.
-Zamknę was, by nikomu nagle nie przyszło na myśl aby wyjść gdzieś......I jeśli którykolwiek- i wskazuje palcem- z was, wpadanie na coś typu, skakanie z okna, albo jeszcze inny sposób na skończenie z sobą, to wtedy popamiętacie mnie.....Zbyszek-i zwracam się do niego- ty masz dopilnować, by nikomu nic się nie stało, bo nie daj Boże.....to obiecuję ci, że jeśli stracimy któregoś z was, to Bartman mówię, że ty stracisz mnie...
-Ani mi się waż!-podnosi głos i rozgląda się po chłopakach.- Jeśli ja stracę ją to obiecuję, że wy stracicie mnie i 3 osoby będziecie mieć nas na sumieniu.
-Dobra Martusiu nasza kochana możesz iść spokojnie-bełkocze trochę Kurek.
Odwracam się i wychodzę. Mam nadzieję, że żaden nie wpadnie na coś takiego. Gdy wychodzę z wioski za sobą słyszę czyjeś wołanie. Obracam się i widzę biegnące w moją stronę Justynę (żonę Ruciaka) Hankę i Agę (żonę Jarosza)
-Hej dziewczyny-mówię.
-Cześć Marta.....jak tam chłopaki?-pyta Aga
Patrzę na nie i nie wiem co powiedzieć.
-Powiedz-dodaje Justyna
-Źle....bardzo źle-odpowiadam.
-Może powinnyśmy pójść do nich-odzywa się znów Agnieszka.
-Nie!....to nie jest dobry pomysł. Potrzebują trochę czasu by móc jakoś ułożyć sobie wszystko co się zdarzyło i wyjaśnić parę kwestii.
-Ale...-chce coś powiedzieć Aga, ale wtrąca się Hania.
-A ty gdzie idziesz?
-Do sklepu.
-Po co?-pyta Justyna
-Po coś mocniejszego dla nich. Wypili już trochę i nie chciałam by wychodzili.-mówię.
-Oni przecież nie powinni pić! Dlaczego im na to pozwoliłaś!-krzyczy na mnie żona Kuby
-A co ja mogłam zrobić?! Zabronić im?! To są duzi chłopcy i wiedzą co robią!-odpowiadam jej również krzykiem.
Dziewczyna odwraca się tyłem, a potem znów patrzy na mnie.
-Przepraszam Marta. Ja po prostu martwię się i wkurzam, że nie mogę być teraz przy Kubie-odpowiada.
-Rozumiem. Wiem co przeżywasz. Mimo że ja mogę to też martwię się o nich bardzo. W takim stanie ich jeszcze nie widziałam i nawet nie spodziewałam się, że tak będą reagować.....Jako, że mój chłopak też tam jest zbytnio nie podoba mi się to, że piją, ale może dzięki temu jakoś przez chwilę nie będą myśleć. Poza tym dzięki alkoholowi otworzyli się nieco i mówią o tym co leży im na sercu....co w tej chwili czują. Sądzę, że na trzeźwo na taką szczerą rozmową nie byłoby szans.
-Masz rację.-mówi dziewczyna
-Ale spokojnie poradzą sobie z tym..Każdy z nich mocno to przeżywa.
-A co z Marcinem?-pyta Hania.
-Jest mu przykro. Taka przegrana bardzo boli. Jedni duszą ból w sobie inni to uzewnętrzniają nie potrafiąc trzymać tego w sobie. Marcin jest taką chodzącą oazą spokoju. Pociesza innych. Rucek tam popłakuje trochę. Ale wiedzcie, że razem to przetrwają i dadzą sobie radę.-mówię...-Przepraszam dziewczyny,ale ja muszę iść, bo zamknęłam chłopaków i boję się żeby nic tam nie zrobili.
-W porządku. Idziemy z tobą-odpowiada Agnieszka.
-Spoko.
I wszystkie ruszamy w kierunku najbliższego supermarketu. Musimy trochę dziwnie wyglądać kupując sam alkohol. Gdy stoimy przy kasie Hania dorzuca nam parę paczek czipsów.
-Żeby chociaż coś przegryźli.
Płacimy na spółkę z dziewczynami za to. Pomagają mi zanieść to wszystko do wioski. Przed bramą biorę od nich rzeczy i ruszam do budynku. Ludzie w środku dziwnie się na mnie patrzą, widząc co jest w środku. Z windy wtem wysiada Oskar. Patrzy na mnie,a potem na torby.
-Marta czy ty...-nie kończy
-Nie ja nie. Chłopaki.
-Wiesz, że...
-Tak wiem, że dają zły przykład, ale to też są ludzie. Mają słabsze chwile i tyle. Chociaż ty nie rób jakiś pouczeń.-odpowiadam
-Nie to chciałem powiedzieć, tylko że to iż sama nie powinnaś po to chodzić.
I bierze ode mnie połowę rzeczy. Wchodzimy do windy i jedziemy prosto na nasze piętro. Wysiadamy, a ja otwieram zamek,a potem popycham drzwi.
-Wchodź! Do mojego pokoju.-mówię i zamykam za nim drzwi. Podążam za facetem. Od samego wejścia tutaj czuć było zapach alkoholu.
-No nareszcie jesteś!-krzyczy Igła.
-Jestem.
-Przyniosłaś coś?-pyta Winiar.
-Tak-i Oskar stawia na środku torby. Bartek wykłada z nich wszystko.
-Nawet o przekąskę się postarałaś.-mówi.
-Oczywiście.
-Dobra Marta, ja lecę, a ty przypilnuj ich, by nie zrobili nic głupiego.
-W porządku-odpowiadam i patrzę jak wychodzi.
Chłopaki biorę kolejne piwa i rozmawiają. Ciekawe czy będą pamiętać tą rozmowę jutro. Po tych gadkach, piciu, płaczu, emocjach, wszyscy padają. Usnęli na podłodze. Ściągam z łóżka Zbyszka koc i przykrywam go nim. Przykucam przy nim i gładzę go po policzku. Podnoszę się gdy on nagle łapie mnie za nadgarstek.
-Zostań. Nie odchodź-odzywa się.
-Zaraz do ciebie wrócę-mówię, a on puszcza mnie i zasypia.
Z pokoi chłopaków biorę koce i wracam do nas. Przykrywam Bartka i Piotrka którzy leżą oparci o siebie. Winiarski leży głową na kolanach Rucka, Krzysiu obejmuje Możdżona, a Żygadło zasnął na siedząco. Jednak nie mogłam doliczyć się całej 12. W całej akcji zagubił się Jarosz i Kubiak. Okazało się, że pierwszy z nich wyleguje się na moim łóżku, a Kubiak znajduje się pod nim. Jak mam tam do niego się dostać? Aj tam. Wracam więc do Zbyszka i kładę się obok niego. Budzi się.
-Jesteś-mówi.
-Mówiłam, że wrócę.
-Cieszę się.-odpowiada i całuje mnie w skroń.-Dobranoc
-Dobranoc kochanie. Śpij dobrze.
A on wtula się w moją pierś. Mimo iż jest twardo nie przeszkadza mi to. Po tym bardzo ciężkim dniu zasypiam trzymając w ramionach cały swój świat. Budzę się wcześniej niż chłopaki. Wyswobadzam się z objęć Zibiego i wstaję. Rozglądam się patrząc na chłopaków. Wiem, że czują się pewnie okropnie, ale teraz tak słodko wyglądają jak śpią, że nie sposób nie zrobić im zdjęcia. Po tym skierowałam się do łazienki. Po skorzystaniu z niej wyszłam z budynku kierując się do najbliższego sklepu. Pewnie obudzą się z ogromnym bólem głowy i kacem. Wzięłam wózek i wrzuciłam zgrzewkę wody, do tego aspiryny. Zdecydowałam się też na świeże bułki których zapach roznosił się po całym sklepie. Gdy pakowałam je do reklamówek były jeszcze gorące. No dobra skoro biorę już to, to zrobię im śniadanie. Doszło do tego parę pomidorów, ogórków,masło, szynka i ser żółty. Nie miałam pojęcia jak dotacham do wszystko do wioski. Co jakiś czas robiłam postoje i zmieniałam rękę w której trzymałam reklamówkę. Zgrzewka wody była ciężka, a na dodatek nie wygodnie mi się nią niosło. Kiedy tylko doszłam do naszego „mieszkania” panowała w nim cisza. Zajrzałam do pokoju patrząc na wciąż śpiących siatkarzy. Rozłożyłam się z tym wszystkim w mini kuchni. Wypakowałam produkty i wzięłam się za robienie im kanapek. Normalnie jak dla armii.
-Moja głowa-usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się od razu patrząc na siatkarza.
-Taki jest efekt gdy dużo pijesz Krzysiu-odpowiadam podając mu butelkę wody.
-Mówił ci ktoś, że jesteś aniołem?-pyta odkręcając korek i pijąc wodę.
-Wy nie raz...Zibi też mi mówi.
-W takim razie ja mogę znów ci to powiedzieć.
-Cieszę się.....a aspirynę masz w reklamówce.-odpowiadam krojąc pomidora.
Za chwilę ktoś całuje mnie w policzek i siada na krześle obok stolika.
-Marta ja mam nadzieję, że ty zawsze będziesz z nami jeździć.-mówi libero.
-Ja też mam taką nadziję. Kiedyś na pewno nie powiedziałabym tego, ale nie żałuję tego, że zgodziłam się z wami pracować. To była najlepsza decyzja w moim życiu.
-W naszym też, że się tutaj pojawiłaś i na dodatek udobruchałaś naszego Zbycha. Normalnie czasem nie poznaję tego chłopaka. Jest w tobie tak zakochany jak w żadnej....no i ty tak samo. Taką ładną parę tworzycie.-mówi, a mnie ktoś obejmuje w pasie i przytula całując w szyję.
-Nie ładnie tak obgadywać wiecie?-pyta Zibi siadając po drugiej stronie stolika.
-Przestań chłopie! Po prostu mówię jakie masz szczęście, że masz taką dziewczynę.
-Prawda?-pyta uśmiechając się do mnie.-Cholerne szczęście...i patrzeć, że spotkało ono takie głąba jak ja.
-Nie jesteś głąbem-mówię mu, a chłopak przechwytuje od Ignaczaka butelkę wody.
Niedługo potem budzi się i reszta reprezentacji. Wychwalają mnie i mówią, że chyba zaczną na rękach mnie nosić. Woda poszła w zastraszająco szybkim tempie. Kanapki właściwie nie były lepsze, bo co chwila jakaś znikała z talerza. Potem jeszcze wpadł Oskar i też się poczęstował. Po tym wszystkim wróciliśmy do pokoi i zaczęliśmy się pakować. Połowa z nas leciała lotem do Warszawy, druga do Katowic, a reszta jeszcze tam innymi. Tak ciężko było nam się pożegnać na lotnisku. Przyznaję, że płakałam kiedy tuliłam chłopaków tak smutnych. Niektórzy mieli lepiej, bo obok znajdowały się żony bądź też dziewczyny. Wsiedliśmy ze Zbyszkiem do naszego samolotu i ruszyliśmy do Polski. Mocno mnie do siebie przytulił i szeptał jak bardzo mnie kocha. Naprawdę było to miłe.
-To co kochanie Kreta czy Cypr?-pyta chłopak.
-Mi bez różnicy. Ważne,że z tobą, a reszta już mnie nie obchodzi.-odpowiadam,a on zaśmiał się i przytulił.
-To może Kreta co?
-Może być.
-Dwa tygodnie?
-Tak dwa-odpowiadam.-W końcu niedługo przygotowania
-Wiem,ale nie myślę na razie o tym tylko to,że będziemy sami.
-Masz rację. To co? Wracamy i od razu rezerwacja?
-Z tego co patrzyłem to dopiero pojutrze jest możliwa rezerwacja.
-Może być. Będzie przynajmniej czas na wypranie rzeczy.
-Tylko na wypranie? -i spogląda na mnie uśmiechając się.
-No dobra.....odwiedzę parę sklepów. Chyba nie masz nic przeciwko co nie?
-A będę musiał iść z tobą?-zapytał
-Eee! Myślałem,że nie będziesz o to pytał i od razu pójdziesz ze mną.
-Ale kochanie...-zaczyna. Spojrzałam na niego i odwróciłam się w drugą stronę-oj nie dąsaj się. Jak chcesz to pójdę z tobą-dodaje zrezygnowany. Ja to wiem jak postawić na swoim. O godzinie 22:00 byliśmy w Warszawie.
______________________________
Jednak w opowiadaniu nie było kolorowo i nie wygrali z Rosjanami. :( Naprawdę ciężko było mi o tym pisać i na nowo przypominać to wydarzenie. Przepraszam, że znów tak późno.
Całuję ;*
Jednym słowem SUPER!
OdpowiedzUsuńbuziaczki:*
Nie lubię Cię za ten rozdział. Jednak życie nie zawsze jest kolorowe, a wspomnienia szczęśliwe.
OdpowiedzUsuńSmutny rozdział, nawet bardzo. Jak czytałam o tym co przechodzą chłopaki, zakręciła mi się łezka w oku.
Całuje :*
No i znowu ryczę;( nie wiem czy tak szybko wybaczę Ci ten rozdział;( A mogło być tak kolorowo;(
OdpowiedzUsuńBuź;**
Niestety smutny rozdzial...jednak podoba mi sie jak opisalas igrzyska. Fajnie, ze chlopaki maja taka Marte :-) Jestem ciekawa jak Marta&Zbychu spedzaa wakacje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Nadrobiłam wszystko! Głupio mi, że narobiłam sobie aż taką zaległość :(
OdpowiedzUsuńPrzepraszam! :*
Misiek pogodził się ze Zbyszkiem, miłość kwitnie, wyjazd z przyjaciółmi udał się jak mało co, boląca porażka na Igrzyskach... tyle się tu działo, a mnie nie było.
Postaram się nie robić więcej już aż takich zaległości!
Pozdrawiam gorąco! :*