niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 135


"Najlepsze niespodzianki przychodzą zupełnie niespodziewanie"



W przeciągu paru dni dużo mieliśmy na głowie. Rodziny zjeżdżają się do nas na święta, musimy pokupować prezenty, coś upiec mimo, że i moja i Zbyszka mama powiedziały że coś przywiozą to wypada coś zrobić. Najgorsze, że nie miałam jak zbytnio wyrwać się mojemu mężowi by zakupić odpowiedni prezent dla niego. Udało mi się to dlatego, że mieliśmy iść na wigilię klubową i powiedziałam, że potrzebuje nowej sukienki. Miałam więc chwilę spokoju. Wybrałam wpierw sukienkę, a potem zdecydowałam się zajść do sklepu dla niemowląt. Przeglądałam wszystko i zdecydowałam się na białe buciki ze wzorkiem. To był taki neutralny kolor zwłaszcza, że nie wiem czy będzie to dziewczynka czy chłopiec. Do tego jeszcze ładne opakowanie i prezent gotowy. Wszystko włożę w pudełeczko wraz z testem ciążowym i USG. Mój mąż na pewno się ucieszy z takiego prezentu. Gdy tylko wróciłam do domu Zibi od razu pytał co robiłam tak długo w tym sklepie.

  -Kochanie jak to co? Zakupy. Trzeba było przejść się ze mną to byś zobaczył ile mi to zajęło czasu.
  -Oj nie nie....wolałem tutaj posiedzieć.
  -Zapewne.

Zaniosłam swoje rzeczy do sypialni i wróciłam do Zbyszka. Wieczorem udaliśmy się na to przyjęcie w klubie. Przyznaję, że lubiłam te spotkania wigilijne. Wszystko to trwało gdzieś do 23:00. Po powrocie zaczęłam już brać się nieco za przygotowywanie wszystkiego. Zapakowałam wszystkie prezenty i położyłam pod choinkę. Zmęczeni oboje dzisiejszym dniem położyliśmy się spać.



Nastała w końcu wigilia. Nasze rodziny zjechały się już rano. Obie mamy pomagały mi gotować, a chłopaki zajęli się przygotowaniem stołu i innych rzeczy. Cieszyłam się bardzo z tego, że obie rodziny przyjechały. Trochę ludu było w domu, ale na szczęście mamy duży dom. Widać że wszystko robione z myślą o dzieciach. O 20:00 zasiedliśmy do stołu. Wpierw jednak podzieliliśmy się opłatkiem. Małym dzieciakom po skończeniu jedzenia powiedzieliśmy by rozglądali się za pierwszą gwiazdką, bo wtedy można zacząć otwierać prezenty. Bacznie i uważnie patrzyli w niebo i czekali na to.

  -Jest ciociu! jest gwiazdka!-krzyczy mały.
  -No to już! Bierzcie wujka Zbyszka i rozdawajcie prezenty.-mówię, a Zibi uśmiecha się do mnie. Córeczka jego siostry łapie go za rękę i ściąga na podłogę. Mój mąż powoli rozdaje prezenty, a raczej czyta, a dzieciaki roznoszą. Dostałam komplet biżuterii, zegarek i nową torebkę. Sama poprosiłam o nią Zbyszka więc nie narzekam. Wszyscy bardzo cieszyli się z tego co dostali, a najbardziej dzieciaki.

  -Przepraszam na chwilkę.-mówię i spokojnie wchodzę na górę, by migiem zaraz pognać do toalety. Znów te nudności. Są okropne. Mam nadzieję, że niedługo przejdą. W międzyczasie wyciągam spod ubrań mój prezent dla Zbyszka i kładę go mu na jego poduszce. Wracam do gości, a po chwili będziemy się zbierać na pasterkę. Tam spotykamy Ignaczaków którzy też przyszli z rodziną. Miło było ich zobaczyć. Nieco zmarznięci wróciliśmy do domu. Na rozgrzanie zrobiłam nam czekoladę, a potem rozmieściliśmy jakoś gości by mogli się już położyć. Ja także z mężem udałam się na górę. Chłopak od razu padł jak długi na łóżko nawet nie zauważając prezentu. Obserwowałam to z boku. Dostrzegł go kiedy chciał wstać.

  -Jeszcze jeden?-pyta odwracając się z nim w moją stronę.
  -Mhmm.
  -Martuś nie było trzeba.-powiada.
  -Otwórz.-mówię do niego.

Ten podnosi wieczko i jego oczom ukazują dwa małe buciki. Wyciąg je delikatnie i patrzy na nie. Sięga po resztę rzeczy tam leżących, czyli test ciążowy z dwoma kreskami i zdjęcie USG.

  -Marta czy to....czy to oznacza, że ja...że ja....-duka.
  -Tak. Będziesz tatą. Jestem w ciąży.-mówię, a on zrywa się z łóżka i podbiega do mnie unosząc i głośno krzycząc-Będę tatą!!
  -Ciii-mówię mu.
  -Nie! Niech dowiedzą się wszyscy.

I wylatuje z pokoju krzycząc wniebogłosy.

  -Marta jest w ciąży!

A po chwili widzę jak wszyscy wyglądają z pokoi słysząc tą wiadomość.

  -Który to już?-pyta moja mama.
  -Zaraz 6 tydzień będzie.-odpowiadam jej.
  -Ejjj dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?-pytam Bartman.
  -Chciałam Ci zrobić prezent na święta taki byś nigdy go nie zapomniał.
  -Oj nie zapomnę.-odpowiada i podchodzi aby mnie przytulić i pocałować.
  -Bardzo się cieszymy.-podchodzi do mnie teściowa.

Goście zmywają się po dłuższej chwili, a ja zostaję ze Zbyszkiem.

  -Wciąż nie mogę uwierzyć, że będę tatą.
  -To uwierz Kochanie...a teraz chodźmy spać, bo jestem zmęczona.-mówię mu.
  -Dobrze Skarbie.....a wiesz czy to będzie chłopiec czy dziewczynka?
  -Jeszcze jest za wcześnie na to.
  -Chciałbym by to była dziewczynka.
  -A ja by to był chłopiec.-dodaję.

Kończymy te przekomarzanie i bierzemy szybki, wspólny prysznic, a potem idziemy spać.

  -Dziękuję.-mówi.
  -Za co?
  -Za ten piękny prezent.-odpowiada.
  -Ja też dziękuję.-mówię i oboje zasypiamy.


Gdy tylko zaczęły się treningi Zbyszek pochwalił się już wszystkim, że będzie tatą. Siatkarze wraz ze sztabem gratulowali nam, a Igła już znalazł okazję do picia.

  -Spokojnie chłopaki za 3 dni sylwester.-mówię, a oni uśmiechają się do siebie. Zapewne cieszyli się bardzo z takiej możliwości zalania się w trupa. Wraz ze znajomymi jechaliśmy w góry na ten jeden ostatni dzień w starym roku. Naprawdę fajnie będzie zobaczyć znów chłopaków którzy grają w innych klubach. Gdy nadszedł ten dzień, na nowo rozeszły się gratulacje dla nas, a chłopaki pili zdrowie dziecka. Oj jutro to tylko ja z całego towarzystwa będę trzeźwa i nic mnie nie będzie bolało.



3 miesiące później

Dzisiaj wraz ze Zbyszkiem udaliśmy się na kolejną wizytę do lekarza. Mój mąż już nie mógł się doczekać by zobaczyć dziecko i dowiedzieć się czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. Kiedy weszliśmy do gabinetu Bartman był strasznie niecierpliwy.

  -Spokojnie tatusiu.-zaśmiała się doktor.-Zaraz zobaczymy co u maluszka.
Zajęłam miejsce na kozetce i kobieta zaczęła wykonywać badanie. Zibi ciągle wpatrywał się w monitor.
  -Tutaj jest główka....oo a tutaj rączka....nóżka.-mówi wskazując nam poszczególne części ciała dziecka.
  -A chłopiec czy dziewczynka jest?-zapytałam wyprzedzając pytanie Zbyszka.
  -Chwila moment...-odpowiada kobieta.-To będzie chłopiec.-mówi. Jestem prze szczęśliwa bo chciałam mieć syna.
  -I jak Kochanie?-pytam wiedząc, że spełniło się to co mówiłam.
  -Jestem cholernie szczęśliwy, bo będę miał synka.-odpowiada całują mnie w usta.-Będę miał syna.
  -Przecież chciałeś córeczkę.
  -Wiem, ale gdzieś w głębi marzyłem by to był chłopak.....w końcu nikt nie powiedział, że nie będziemy mieć córki.-i mruga do mnie.
  -Prawda Kochanie.
  -Ważne by zdrowe było.-wtrąca słowo lekarka.
  -To najważniejsze.-odpowiada mąż.

Kobieta podaje mi ręczniczki papierowe, a ja wycieram się nimi. Podchodzimy do biurka i wypisuje mi jeszcze jakieś witaminy. Szczęśliwi oboje wracamy do domu. Zanim to Zbyszek obiera trochę inny kierunek.

  -Gdzie my jedziemy?-pytam.
  -Jak to gdzie? Będziemy mieć syna. Czas zacząć robić zakupy.-odpowiada i po chwili podjeżdżamy pod galerie.
  -Mamy teraz robić zakupy?-zapytałam.
  -Oczywiście.....a co nie chcesz?-zdziwiony zapytał.
  -Bardzo chcę.-uśmiechając się odpowiadam i oboje wchodzimy do budynku.

Zakupy zajmują nam 4 godzinki. Oczywiście nie kupiliśmy wszystkiego, ale już powoli robimy zapasy. Gdy podjechaliśmy pod dom i miałam zamiar wziąć jakieś torby Zibi chamsko wyrwał mi je z ręki.

  -Nie masz prawa nic nosisz rozumiesz?-pyta bardzo poważnie, a mi ciężko jest opanować śmiech.
  -Ale Zibi....
  -Nie Zibuj mi tutaj. Jesteś w ciąży!
  -Ale ciąża to nie choroba Kochanie.
  -Wiem, ale i tak Ci nie pozwalam.

Pokręciłam jedynie głową i pozwoliłam mu wnieść to wszystko. Będziemy mieli synka. Myślę, i dotykam rękoma brzucha. Już nie mogę doczekać się by go wziąć na ręce i mocno przytulić.



7 miesięcy później.

Jestem już wielka. Wraz ze Zbyszkiem chodzę do szkoły rodzenia. A właściwie to on ze mną. Sam zaproponował, że będzie to robił, bo bardzo chce być przy porodzie. Cieszy się przynajmniej, że nie jest jedynym mężczyzną w grupie. Jego obecność tam na pewno dużo mi pomaga. Czuję się pewniej gdy jest wraz ze mną. Dobrze, że są już po lidze światowej. Zajęli ostatecznie 2 miejsce, ale i tak z tego powodu bardzo się cieszyli. Ja niestety nie mogę teraz jeździć z nimi na mecze przez co bardzo ubolewam. Pomagam chłopakom robić statystyki siedząc w domu, chociaż oni i tak nie chcą mi nic dawać. Zmęczona jestem już trochę. Po powrocie do domu kładę się na kanapę, a Zibi robi nam podwieczorek. Przynosi go i siada mi w nogach. Uśmiecham się, a on wciska się za mnie i przytula do moich pleców kładąc ręce na brzuchu.

  -Poczułeś?-pytam go, kiedy dziecko kopnęło.
  -Tak czułem.
  -Niezły piłkarz z niego będzie.-żartuję.
  -Nie piłkarz, a raczej siatkarz.-odpowiada mi mój mąż śmiejąc się.
  -Pewnie tak. W końcu to rodzinne jest.
  -Właśnie.- i całuje mnie we włosy.-A teraz zjedzmy.-mówi i oboje podnosimy się, aby zjeść to co przygotował. Kiedy skończyliśmy wstałam by zanieść to wszystko do zmywarki. Chłopak chciał zaprotestować, ale wiedział, że nie ma się co sprzeczać z babą w ciąży. Dzień minął nam bardzo szybko. Zmęczeni położyliśmy się spać. Każdego wieczora i ranka Zbyszek przykładał ucho do mojego brzucha, a potem całował go i mówił do naszego synka. Czułam, że mały czasem reagował na słowa tatusia mocno kopiąc. Uwielbiałam gdy mój mąż tak robił. Sprawiało mi to dużo radości. Kochałam go z każdym dniem coraz bardziej i oboje bardzo nie mogliśmy się doczekać narodzin małego.


9 miesięcy później


Wraz z Moniką pojechałyśmy za naszymi chłopakami do Krakowa, gdzie odbywał się Memoriał. Wszyscy woleli abym została w domu w Rzeszowie, ale ja sprzeciwiłam się temu i dziewczyny pojechały na sale, a ze mną została narzeczona Kubiaka. Poza tym nie sądziłam, że już urodzę zwłaszcza, że termin mam dopiero za 2 tygodnie. Chłopaki właśnie wygrali pierwszego seta. Żałowałam, że nie mogę być z nimi na hali. Położyłam dłonie na brzuchu i gładziłam go. Poczułam kopanie dziecka. Już nie mogę się doczekać rozwiązania. Zbyszek opiekuje się i także marzy, by dziecko w końcu przyszło na świat. Wybraliśmy sobie idealny moment. Bartman po turnieju będzie miał wolnego trochę i tak jak chciał będzie przy mnie. Przecież nie po to chodził ze mną do szkółki rodzenia.

  -Kopie?-spytała Monia.
  -No i to jeszcze jak...chcesz zobaczyć?-pytam

Uśmiecha się i po chwili jej dłoń leży już na moim brzuchu.

  -Chyba wie, że tatuś jego teraz gra.
  -Pewnie tak-i obie śmiejemy się.

Wszystko przerywa nam dzwonek telefonu dziewczyny. Wstaje i odbiera go, a ja udaje się do kuchni. Nalewam sobie soku i wychodzę już z kuchni gdy nagle wypuszczam szklankę. Dostaje znów silnych skurczy. To jednak nic z tym gdy czuję jak po moich nogach spływa ciecz.

  -Tylko nie teraz!-mówię przytrzymując się stołu...-Kochanie wiem, że dzisiaj już dawałeś znać, i wczoraj też, ale nie mogłeś poczekać jeszcze z godzinkę gdy tata skończy?

Nie mogę już wytrzymać. Wołam więc Monię. Szybko przychodzi

  -Co.....-nie dokończyła, bo spojrzała w dół. Wiedziała już wszystko.
  -Wody mi odeszły..... Chyba zaczynam rodzić.-mówię i obie patrzymy na siebie.

________________________________________________________________________________

Pozdrawiam i zapraszam do komentowania :) Do następnego :)

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 134



"Rodzina istnieje po to, by kobieta mogła mieć dzieci i była wspierana przez męża."



Zmęczona o 6:00 rano nie marzę o niczym innym jak o śnie. Odprawiliśmy wszystkich gości i sami możemy położyć się spać. Obudziliśmy się o 13:00. Szybki prysznic, na nowo szykowanie i o 16:00 poprawiny. Fajnie, że tym razem wszystko zostało przygotowane na dworze. Tutaj zostali zaproszeniu tylko Ci najbliżsi. Czyli większość gości. Tańczyliśmy, jedliśmy i piliśmy. Ja nie dużo i Zbyszek również. Na dzisiaj mieliśmy zaplanowaną noc poślubną. Mój mąż powiedział że wszystko jest już załatwione i nasze rzeczy przewiozła jego siostra, więc z zabawy możemy od razu jechać. Kiedy wsiadaliśmy do auta wszyscy stali i nam machali.

  -To gdzie zawieść państwa?-słyszę głos i wydaje mi się dziwnie znajomy. Postać nagle odwraca się i widzimy trenera Kowala.
  -Ooo witam trenerze.
  -Witam witam. -mówi uśmiechając się.

Wtem Zibi podaje mu jakąś karteczkę, a ten rozkłada ją, czyta i rusza.

  -Gdzie jedziemy?-pytam.
  -Zobaczysz. Ale musisz zrobić jedno.
  -Co?
  -Muszę zasłonić Ci oczy. To ma być niespodzianka.
  -No okej.-odpowiadam, a ten zawiązuje mi jakąś przepaske na oczach.

Po 10 minutach zatrzymujemy się. Siedzę jednak dopóki ktoś nie otwiera przede mną drzwi. Łapie mnie za ręce i pomaga wysiąść.

  -Dzięki Andrzej za podwiezienie. Możesz już jechać.-mówi Bartman.
  -Dziękujemy.-dopowiadam.
  -Nie ma za co. Trzymajcie się.-i odjeżdża.
  -Jesteśmy na miejscu.-mówi.
  -Czyli? Nadal mam opaskę na oczach.-powiadam nieco zirytowana.
  -Spokojnie Skarbie.-i czuję jak węzeł się luzuje, a materiał opada mi niżej. Moim oczom ukazuje się jakiś dom. Rozglądam się wokół i nie bardzo wiem o co mu chodzi.
  -I?-pytam.
  -To nasz dom.-powiada sam patrząc na niego.
  -Nasz?-pytam zszokowana.
  -Tak. Nasz. Kupiłem go.-oznajmia mi i podchodzi do bramki otwierając ją i wpuszczając mnie do środka.
  -Dlaczego nic nie powiedziałeś?-pytam.
  -Nie wiem. Chciałem by to była niespodzianka. I jednocześnie mój prezent dla Ciebie.
  -Ale Zibi...
   -Kochanie proszę. Jesteś moją żoną. Wszystko jest nasze. Nie ma podziału na moje i twoje.

Zamilkłam i oderwałam wzrok od męża by spojrzeć na dom.

  -Jest piękny.-mówię uśmiechając się.
  -Trzeba tu zrobić jeszcze mały remoncik, ale jest dobrze.- odpowiada i ruszamy ku schodom do drzwi. Chłopak otwiera je kluczem i powstrzymuje mnie przed wejściem. Podchodzi, bierze mnie na ręce i przenosi przez próg.
  -Tak musi być.-odpowiada i zamyka na zamek drzwi. Chciałam się rozejrzeć, ale ten powstrzymuje mnie.-Jutro Kochanie to zrobimy. Teraz co innego na nas czeka. Bierze mnie za dłoń i prowadzi na piętro. Wchodzimy do pokoju który przystrojony jest w świeczki i płatki róż. Na podłodze stoją kieliszki z winem. Rozglądam się wokół i widzę, że Bartman miał to wszystko dobrze przygotowane. Podaje mi kieliszek napełniony alkoholem.

  -Za nas.-mówię.
  -Za nas.-powtarza i upijamy trochę z kieliszków. Po chwili chłopak przejmuje go odemnie i odstawia na ziemię.

  -Nareszcie.-mówi i wpija się w moje usta. Powoli pozbywamy się swoich ubrań, a ja pozostaję w bieliźnie kupionej specjalnie na noc poślubną. -Boże jak Ty wyglądasz w tym.-szepsze i delikatnie zdejmuje ze mnie wszystko całując mnie po całym ciele. Spragnieni siebie padamy na materac leżący na podłodze. Jeszcze nigdy tak bardzo nie chciałam go poczuć w sobie. Byśmy stali się jednością. Kochaliśmy się namiętnie całą noc. Rano obudziły nas promienie słońca wpadające do pomieszczenia. Cudownie było tak leżeć. Kiedy wstałam widok z okna też był idealny. Piękny zielony ogródek. Zawsze marzyłam o takim domu. Jednak nie mogliśmy długo się tym cieszyć gdyż już dzisiaj musieliśmy się stawić do Spały na treningi. Za miesiąc zaczynamy Mistrzostwa Świata u nas w Polsce, a mecz otwarcia odbędzie się na stadionie narodowym w Warszawie. Czego chcieć więcej.


Po 16:00 byliśmy już w Spale. Mała pogaduszka z trenerem i od teraz ostry trening. Chłopaki naprawdę każdego dnia zasuwali nieźle. W końcu chcieli na tym turnieju wypaść jak najlepiej. Ja wraz z Oskarem cały czas pracowaliśmy nad naszymi rywalami. Pomimo jednak tego siatkarzy nie opuszczał dobry humor i nie raz doprowadzali do jakichś śmiesznych sytuacji bądź stroili sobie żarty. Było wesoło, ale kiedy trzeba było pracować i ćwiczyć to to robili.


W końcu nadszedł dla nas bardzo ważny dzień...dzień rozpoczęcia Mistrzostw. Od rana nie mogliśmy się doczekać by wyjść na boisko i usłyszeć 60 tysięcy ludzi śpiewających Mazurka Dąbrowskiego. Przed samiutkim meczem jeszcze szybkie kopniaki dla każdego z chłopaków i wraz z drugim statystykiem ruszyliśmy na swoje miejsca. To było coś niesamowitego. Tyle ludzi....zamarłam kiedy to zobaczyłam. W międzyczasie na trybunach trwała zabawa. Nadszedł czas na oficjalną prezentację naszych zawodników i długo wyczekiwany wykon hymnu. Rewelacja! Wszyscy znajdujący się na stadionie spisali się świetnie.Magia! Gdy ciary już opuściły nasze ciała po takim hymnie rozpoczął się mecz z Serbią. Szło nam świetnie. Sądzę, że przeciwnicy nie wytrzymali psychicznie. Tyle ludzi przeciwko. Nam dodawali skrzydeł, im podcinali. Byliśmy zadowolenie kiedy udało nam się wygrać 3:0. To zwiastowało bardzo dobry początek.

I rzeczywiście było wspaniale. Gdziekolwiek byliśmy mieliśmy ze sobą całą halę. Nie ważne czy to był Wrocław, Łódź czy Katowice. Dotarliśmy do finału w którym zmierzyliśmy się z wielką Brazylią. Pokonaliśmy ich w trzeciej rundzie 3:2 i teraz zapewne będą chcieli się zrewanżować. Szliśmy łeb w łeb. Wygraliśmy dwa pierwsze sety i zmierzaliśmy już w stronę podium. Było to wszystko na wyciągnięcie ręki. Za szybko nasi się rozluźnili. Mariusz został zmieniony przez Zbyszka, a Mika przez Kubiego. Nie udało się nam w trzecim, ani w czwartym secie. Czekał nas tie-break. Wszyscy strasznie dziwili się jak można było takie coś zrobić. Jeśli teraz przegramy ja nie wiem jak chłopaki podniosą się po tej porażce. Mieli przecież idealną okazję do wygrania. Najgorsze było to, że po zmianie stron to Brazylia prowadziła 3 punktami. Kibice dopingowali jak mogli, ale my wciąż byliśmy 3 punkty za nimi. Nie...nie mogłam na to patrzeć.

  -Zbyszek weź odpal w końcu.-szepczę sama do siebie. I dosłownie jak na zawołanie chłopak posłał dwa asy serwisowe, a za trzecim razem zablokował Vissotto. I tak zaczęliśmy grać punkt za punkt. Raz my raz oni. Stan 20:20. Zdobywamy 21 punkt po kiwce Kubiaka. Ludzie na trybunach już od dawna stoją. Już od kilku chwil krzyczą „ostatni!”. A jego nie ma i nie ma. Na zagrywce Możdżonek.

  -Dajesz Możdżi!-krzyczę głośno. Siatkarz podrzuca delikatnie piłkę i posyła ją flotem na stronę przeciwnika. Niedokładne przyjęcie Fontelesa i wystawa do Lucarellego. Tam Kubi Bartman i Kłos przesuwają się potrójnym i blokują brazylijczyka. Koniec! Nareszcie koniec! Jesteśmy Mistrzami Świata. To niewiarygodne. Feta na trybunach i boisku. Z Oskarem zostawiamy wszystko i lecimy do siatkarzy. Rzucam się chłopakom na szyję. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa. Chłopaki podbiegają do trenera i zaczynają go podrzucać w górę. Radość niesamowita. Wszyscy zawodnicy schodzą do szatni, a na hali przygotowywana jest ceremonia zakończenia Mistrzostw.

  -Wygraliśmy!!-krzyczy Igła i sięga po szampana by uczcić to.
  -Wygraliśmy!-odpowiadają chłopaki i machają koszulkami ciesząc się jak dzieci. To był cudowny widok. Bartman porywa mnie w ramiona i namiętnie całuje. Po jakichś 30 minut przychodzi po nas nasz menadżer i mówi, że zaraz dekoracja. Chłopaki zakładają koszulki z napisami Mistrzowie Świata i wychodzimy na korytarz. Tam witam się z Jochen który z zespołem wywalczył trzecie miejsce. Był szczęśliwy jak i my. Chłopaki wychodzą jako ostatnia drużyna i ustawiają się tuż za pierwszym stopniem podium. Zanim to zostają wręczone nagrody indywidualne. Paru naszych siatkarzy znalazło się w tym gronie. Po wspólnym zdjęciu nastąpiła dekoracja. Zaczęto wpierw od drużyny która zajęła trzecie miejsce, następnie ta co drugie i na deser nasza duma. Chłopaki wskoczyli na podium i na ich szyjach zawisły złote medale. Cały sztab i szkoleniowców również obdarowano tymi zdobyczami. Na sam koniec zostały wciągnięte flagi i odśpiewano acapella hymn. Najpiękniejsza chwila w życiu sportowca i jak dla mnie. Pracuję i cieszę się, że to wszystko przynosi efekty. Na sam koniec przemówiły ważne osobistości i oficjalnie zamknięto Mistrzostwa Świata. Wszyscy mówili, mówią i mówić będą, że są to najlepsze MŚ w siatkówce jakie kiedykolwiek się odbył. Nas to bardzo cieszy i mamy nadzieję, że nie jedna impreza odbędzie się jeszcze w naszym kraju. Po tym fetowaliśmy jeszcze z kibicami którym dziękowaliśmy, a potem udaliśmy się do szatni aby świętować w swoim gronie. Chłopaki zabrali swoje rzeczy i udaliśmy się do autokaru, a następnie wszyscy siatkarze, cały sztab i ich rodziny udały się do klubu by świętować gdyż jest co. Bawiliśmy się do samego rana. W pokojach hotelowych byliśmy koło 6:00. O 14:00 czekały nas jazdy, bo to prezydent Katowic zaprosił i chciał pogratulować, to w Warszawie to samo. Teraz każdy chce rozmawiać z Mistrzami Świata. Po objeżdżeniu wszystkiego rozjechaliśmy się do swoich klubów. Tam dostaliśmy tydzień wolnego. Wraz ze Zbyszkiem polecieliśmy na Teneryfę by odpocząć.

  -Zbyszek?-pytam kiedy leżymy na plaży.
  -Tak słońce?
  -Kiedy będziemy mogli wprowadzić się do naszego domu?
  -Kiedy tylko chcesz.....omówimy tylko jak ma wyglądać nasz dom, zatrudniamy ekipę, kupujemy potrzebne rzeczy i to tylko od nich wszystko zależy kiedy......sądzę, że ze wszystkim zejdzie im się może do grudnia. Przed świętami już tam będziemy mogli zamieszkać.
  -Cieszę się Kochanie.
  -Ja też. I to bardzo.-odpowiada i całuje mnie w usta.

Przez cały ten pobyt zaczęłam się zastanawiać nad dzieckiem. Nie wiem co mnie napadło z tym. Może to, że wokół chodziły rodzinki z maluchami. Ale też i to, że byliśmy małżeństwem i  po części rodziną, a ja chciałam mieć ją kompletną. Do tego jednak potrzebowałam takiego małego brzdąca. Poczułam, że obudził się we mnie instynkt macierzyński. Wieczorem kiedy Zibi wyszedł na chwilę do sklepu usiadłam sobie na balkonie i cieszyłam się ostatnim dniem tutaj.

  -Coś się stało?-zapytał niespodziewanie Bartman kiedy wrócił.
  -Nie....nic Kochanie.-odpowiadam i wpatruje się w szumiący ocean.
  -Nie wygląda mi na nic.-nie daje za wygraną i przysuwa drugie krzesło by siedzieć bliżej mnie. Zamyka moją dłoń w swojej i spogląda na mnie.-Powiedz mi.-mówi, a ja spoglądam na niego.
  -Po prostu jakoś nie mam ochoty jechać. Tu mi dobrze jest.
  -Wiem Skarbie mi też, ale musimy wrócić.
  -Wiem to.-odpowiadam i znów spoglądam przed siebie. Chłopak łapie mnie delikatnie za podbródek i odwraca głowę w swoją stronę.
  -A teraz powiedz mi co tak naprawdę się dzieje, bo wiem że nie chodzi o to. Od paru dni widzę jak taka jesteś.
  -Zbyszek nic mi nie jest.
  -Jest i nie dam Ci spokoju dopóki mi nie powiesz o co chodzi.
  -No bo po prostu.....po prostu jak pomyślę, że będziemy mieli swój własny dom, dodatkowo jesteś małżeństwem.....czuję po prostu że czegoś mi brakuje jeszcze.-szepczę.
  -Dzieci.-mówi.
  -Tak....dzieci.-odpowiadam.-Chciałabym stworzyć z Tobą taką prawdziwą rodzinę.
  -Kochanie spójrz na mnie.-powiada, a ja odwracam twarz w jego stronę.-Rozumiem Cię....też trochę się nad tym zastanawiałem. Boję się trochę jak to będzie....poza tym dopiero co jesteśmy świeżo po ślubie, ale mimo to zacząłem już o tym myśleć. Chcę mieć z Tobą dzieci.
  -Ale kiedy?-pytam.-Jak będziemy już po 30? Później?
  -Kochanie.....
  -Zbyszek powiedz mi szczerze.
  -Nie wiem....każdy moment będzie nie dobry na to, za każdym razem będziemy to wszystko przekładać.
  -Właśnie.
  -Jednak rozmawiałem z Igłą, Winiarem, Gumą to powiedzieli, że to jest bardzo poważna decyzja, ale oni gdyby mieli wybierać czy dzieci potem czy teraz zgodnie odpowiadają, że nie zmieniliby nic i dokładnie chcieliby tego w tym samym momencie. Bali się jak ja, ale przekonali mnie, że są w 100% pewni że gdy urodzi nam się dziecko, będę żałował że chciałem coś tak cudownego jak dziecko przekładać na później. Poza tym nie zachodzi się w ciążę od razu. Może to potrwać miesiąc, dwa, a może i 5 lat. Więc chciałabym zacząć się starać o nie już teraz. Nawet i zaraz Skarbie, bo pragnę mieć z Tobą dziecko.-mówi, a ja rzucam się mu na szyję i namiętnie całuję. Bierze mnie na ręce i niesie do łóżka w którym pozbywam się ubrań i nasze ciała przemawiają. Ta noc na pewno będzie dla nas niezapomniana.



Ten tydzień na Teneryfie zleciał bardzo szybko. Musieliśmy w końcu wrócić do naszego Rzeszowa. Opaleni i wypoczęci stawiliśmy się na treningu. Tam wszyscy którzy uczestniczyli w MŚ dostali specjalny program do treningu, powoli wchodzili znów w ten tryb. Niestety nie ja. Ja od razu musiałam zabrać się do pracy.
Nasze dni mijały teraz bardzo szybko. Siatkarze po tych wygranych Mistrzostwach byli rozchwytywani. Wszyscy również udaliśmy się do pałacu prezydenckiego, gdzie zostaliśmy odznaczeni. To była niezapomniana chwila. Co chwila któryś siatkarz pojawiał się w telewizji i gazecie. Wywiadom nie było końca jak i sesjom zdjęciowym. Wszyscy zostali również zaproszeni do sesji zdjęciowej do kalendarza na 2015 rok. Tym razem było to w nieco innym stylu, bo chłopaki mieli stylizacje modelów czy innych przystojniaków. Rozpięte koszule, lekko zmierzwione włosy. No po prostu sam sex. Nie mogłyśmy z dziewczynami doczekać się kiedy to wszystko wyjdzie. Niedługo potem dostałam telefon. Jak się okazało to szef sesji zdjęciowej chłopaków który skojarzył mnie z bycia żoną siatkarza i vice miss Polski. Zapytał mnie czy zechciałabym popozować do kalendarza, dla pisma dla mężczyzn. To był dla mnie szok. Wiedziałam, że na nic rozbieranego się nie zgodzę. Facet wytłumaczył mi, że nie chodzi o nagość, a o seksowność. Poza tym tematem przewodnim są superbohaterowie. Brzmiało to dość ciekawie. Po chwili namysłu zgodziłam się na to. Gdy rozłączyłam się ucieszyłam się z tego powodu i po 2 dniach ruszyłam do Warszawy na sesję. Było naprawdę miło. Pracowali tam profesjonaliście. Tak jak mi powiedziano tak i było. Nie byłyśmy nago. Miałyśmy na sobie majtki i koszulki ze znaczkiem jakiegoś z superbohaterów. Mi przydzielone Batmana. Chyba się domyślam nawet czemu. Dziewczyny które również pozowały były naprawdę fajne. W międzyczasie żartowałyśmy sobie o różnych sprawach. Wieczorem przenocowałam w mieszkaniu Zibiego i wróciłam do Rzeszowa. Nie chciałam o tym wszystkim mówić mężowi przed tym, bo w życiu by mi na to nie pozwolił, więc zrobiłam to po. Był mega wściekły na początku, ale potem mu przeszło kiedy pokazałam mu jedno ze zdjęć co dostałam.

  -Wyglądasz tak seksownie w tym podkoszulku, że mam ochotę teraz Cię przelecieć.
  -To, to zrób.-odpowiadam przygryzając wargę. I od razu w tym samym momencie zostaję porwana przez mojego męża. Ta noc była długa i namiętna. Pewnie troszkę przeszkadzaliśmy sąsiadom, ale już niedługo.


Co jakiś czas sprawdzaliśmy jak trwają pracę nad naszym domem. Jak się okazało dosłownie jakiś kilometr od nas mieszkają Igła i Iwona. Nie mam pojęcia czy Zibi specjalnie wybrał dom w tej samej dzielnicy co oni czy przez przypadek. Jednak bardzo cieszyłam się, że będę mieć ich blisko siebie. Praca przy budynku trwała w najlepsze. Ze Zbyszkiem wybraliśmy już meble. Tym razem za większość zapłaciłam ja. W końcu będziemy mieć swój własny kącik. Na tydzień przed Bożym Narodzeniem wprowadziliśmy się do niego. Wszystko było tak jak tego chciałam. Gdy już się zaklimatyzowaliśmy urządziliśmy małą parapetówkę dla znajomych. Właśnie wtedy jakoś źle się poczułam. Sądziłam, że po ilości wina jakie spożyłam i tych koreczkach. Zwróciłam wszystko i wyszłam z toalety jakby nic się nie stało. Napiłam się wody i poczułam się troszkę lepiej. Jednak wciąż było mi nie dobrze. Gdy dołączyłam do dziewczyn dostrzegły, że jakoś zbladłam.

  -Martuś co Ci?-zapytała Iwona podchodząc do mnie.
  -Niedobrze mi było.....chyba przez to wino. Za dużo wypiłam tak mi się zdaje.-odpowiadam mimo że nie byłam co do tego przekonana. Czy zaszkodzić mi mogły 3 kieliszki?

Na szczęście dotrwałam jakoś do końca imprezy nie biorąc już żadnego alkoholu do ust. Parę osób zostało u nas na noc. Ja po szybkim prysznicu położyłam się do łóżka. Mój mąż już dawno spał, a nawet głośno chrapał. Cieszyłam się, że nie widział mnie teraz. Rano zbudziłam się szybko i w ekspresowym tempie pobiegłam do łazienki. Znowu mi nie dobrze. Czyżby powtórka ze wczoraj? Gdy wyszłam z niej spojrzałam na stojący obok łóżka kalendarzyk i dopiero teraz zauważyłam, że okres spóźnia mi się już tydzień. Byłam szczerze tak pochłonięta urządzaniem domu, pracą i tym wszystkim że nawet na to nie spojrzałam. Od razu powiązałam te wymioty i brak okresu z tym, że może w końcu udało mi się zajść w ciążę. Ze Zbyszkiem próbowaliśmy od kiedy wróciliśmy z Teneryfy. Ale za pierwszym razem nieco posmutniałam kiedy dostałam okresu. Za drugim razem to samo. Zaczęłam w końcu wątpić, że uda mi się, a jak tak to potrwa to bardzo długo. Udałam się do łazienki i z kosmetyczki wyjęłam test ciążowy. Kupiłam go, ale jeszcze nie wykorzystałam. Dokładnie wiedziałam co zrobić więc szybko wykonałam test. Odłożyłam go na umywalkę, a sam odwróciłam się by spojrzeć na godzinę. Muszę poczekać 15 minut. Spojrzałam znów na test i pojawiła się jedna kreska, a po jakich 5 minutach zaczęła pojawiać się i druga, i to coraz mocniej. Zawsze było tak, że tylko jedna była, a teraz są dwie. Dwie kreski które mówią, że jestem w ciąży. Byłam strasznie szczęśliwa, ale musiałam się upewnić czy na pewno zanim powiem o tym Zbyszkowi. Zadzwoniłam do mojej pani ginekolog i umówiłam się dzisiaj na wizytę. Zjawić się miałam u niej o 11:00. Gdy spojrzałam na zegarek była 10:00. Założę się, że zdążę wrócić, a wszyscy jeszcze spać będą. Nieco się ogarnęłam, ubrałam, chwyciłam za kluczyki od auta i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Auto stało akurat przed domem więc nie musiałam się męczyć z wyjechaniem z posesji. Obrałam kierunek lekarza i pojechałam. Zajechałam tam 5 minut przed 11:00. Chwyciłam za torebkę i weszłam do środka. Usiadłam w poczekalni i czekałam na swoją kolej. Drzwi otworzyły się i wyjrzała młoda blondynka wyczytując moje nazwisko. Wstałam odwieszając na wieszak kurtkę i weszłam do gabinetu.

  -Dzień dobry pani Marto.-mówi lekarka. Kobieta po 30, z brązowymi włosami do ramion i okularach.
  -Dzień dobry pani Wolska.
  -Proszę usiąść.-i zrobiłam to, a ona spojrzała w kartę, a potem na mnie.-Więc co panią dzisiaj do mnie sprowadza.
  -Spóźnia mi się okres.
  -Długo?
  -Tydzień już, dodatkowo mam mdłości i wczoraj wymiotowałam.
  -Mhmmm.... przestała pani brać tabletki....
  -Tak, gdyż staramy się z mężem o dziecko....dodatkowo robiłam rano test ciążowy i wyszedł pozytywnie.
  -To wszystko wyjaśnia.-proszę położyć się na kozetce i podciągnąć bluzkę do góry tak by brzuch był goły.

Wstałam i ściągnęłam z siebie sweterek, a potem podciągnęłam wysoko bluzkę i położyłam się tam gdzie powiedziała doktor.

  -Rozepnie pani jeszcze spodnie.-i gdy to zrobiłam założyła mi za gumkę od majtek ręczniczek papierowy, a następnie wylała na mój brzuch zimną mazie.Przyznaję przeszły mnie lekko ciarki, ale dałam radę. Uruchomiła cały sprzęt i zaczęła mi jeździć rączką z główką po brzuchu.

  -I jak pani doktor? Jestem w ciąży czy nie?-pytam niezniecierpliwiona.
  -Mogę powiedzieć tylko jedno. Gratulacje.-mówi uśmiechając się, a ja mam ochotę krzyczeć ze szczęścia.
  -Naprawdę?-zapytałam.
  -Oczywiście. Proszę spojrzeć tutaj....widzi pani?
  -Mhm.
  -To właśnie jest pani dziecko. Jeszcze malutkie bo ma dopiero jakieś 5 i pół tygodnia. Rozwija się w pani nowe życie.-mówi odkładając urządzenie , a następnie podając mi ręczniczki. Czeka chwilę i w ręku trzyma wydruk USG.

  -Zapraszam panią jeszcze na chwilę do mojego biurka. Muszę pani przepisać witaminki jakieś i ustalić kolejną wizytę.
  -Nawet pani doktor nie wie jak bardzo się cieszę. Z mężem staramy się już z 2 miesiące.
  -To naprawdę krótko. Niektóre pary nie mają tyle szczęścia. Poza tym pani i pani mąż...jesteście jeszcze młodzi więc to dodatkowy atut tego wszystkiego.
  -Zapewne.

Po chwili rozmowy jeszcze zabrałam receptę i zdjęcie USG i cała w skowronkach wyszłam stamtąd. Udałam się do sklepu by kupić coś na śniadanie świeżego. Szczęśliwa wróciłam do domu w którym wszyscy zaczęli pomału sprzątać.

  -Gdzieś Ty była?-pyta Bartman porywając mnie i namiętnie całując.
  -Po coś na śniadanie.-oznajmiam. Na razie nie mam zamiaru mówić o dziecku. Zrobię mu taki ładny i oryginalny prezent na święta.
  -I co dobrego kupiłaś?-pyta.
  -Sam zobacz.-i oddaje mu reklamówki, a sama idę do pokoju by się przebrać. Po cichu wyjmuję zdjęcie i przyglądam się mojej małej fasolce. Naszej fasolce. Szybko chowam je znów gdy słyszę jak ktoś wchodzi na górę, a potem do pokoju. Nie dziwię się widząc Zbyszka, ale szybko biorę ręcznik i idę pod prysznic. Gdy zostajemy sami, włączamy jakiś film. Mam ochotę mu powiedzieć o tym, ale nie teraz.

________________________________________________________________________________ 

Tak jak obiecałam jest kolejny rozdział :) Wiecie co jest najlepszego w tym dzisiejszym rozdziale? Że pisząc go MŚ jeszcze nawet się nie zaczęły. Więc przewidziałam naszą wygraną :D I tak wiem...normalnie Zibi nie był na MŚ, ale w odpowiadaniu chciałam go dać ;)
Takie fajne wspomnienia z tego turnieju są. A hymn na narodowym? Coś fantastycznego. Miałam okazję być tam i usłyszeć jak i również brać udział w śpiewaniu :D Wspaniałe przeżycie do końca życia :D
A któraś z was również była na narodowym, bądź na innym z meczy? Ja pojawiłam się również w Łodzi na meczu Polski z Iranem :D Też dostarczyli nam emocji :P
Do następnego :D

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 133




"Ten Pan i Pani są na siebie skazani"


CD.

Przez całą drogę z kościoła do restauracji właściwie milczeliśmy. Ale mi to wcale nie przeszkadzało. Oparłam swą głowę o jego ramię i rozkoszowałam się tym cudownym dniem. Dodatkowo pogoda nam dopisywała, bo było bardzo ciepło z czego bardzo się cieszyłam. W końcu zbliżyliśmy się do miejsca w którym miało odbyć się wesele. Z dala widziałam już wszystkich gości którzy czekali na nas. Gdy zajechaliśmy Zibi wysiadł pierwszy i potem pomógł mi zejść. Otworzył bramkę i kroczyliśmy ścieżką po której bokach na słupkach wisiała siatka w którą powplątywane były piłki do siatkówki. W końcu jak na ślub siatkarza takie coś jest koniecznością. Poza tym i ja mam styczność z tą jakże piękną dyscypliną sportową. Jak tylko doszliśmy pod wejście rodzice przywitali nas chlebem i solą. Po tym odwróciliśmy się i rzuciliśmy kieliszki które się rozbiły. Zbyszek od razu podniósł mnie i przeniósł przez próg. Sala wyglądała cudownie....dokładnie tak jak tego chciałam. Wszyscy zajęli swoje miejsca i powitał nas wodzirej. Oczywiście na początek poproszono państwa młodych o zatańczenie pierwszego tańca.

  -To jak Zbysiu gotowy?-zapytałam wstając.
  -Pewnie, ale wpierw jest jeszcze coś.-dodaje, a ja spojrzałam na niego. Ten odwrócił się i głową przywoływał kogoś. Zauważyłam jak podszedł do nas Kamil. Chwycił mnie za nadgarstek i wyciągnął poza salę.
  -Możesz mi powiedzieć co się dzieje?-zapytałam, a ten podał mi buty.
  -Załóż je.
  -Ale po co? Przecież będziemy potem tańczyć, a teraz na razie muszę zatańczyć ze Zbyszkiem.
  -I zatańczysz.-mówi.- Pośpiesz się, bo już się zaczęło.

Ja nie wiedzieć co mam robić ściągam moje szpilki i zakładam buty do tańczenia. Podaje mi walizkę i mówi.

  -Dobrze wiesz co masz robić.-uśmiecha się i puszcza oczko.
  -Nie wiem. Teraz chcesz ze mną zatańczyć?
  -Nie ja, a on.-i wskazuje na Zbyszka.-Znasz to idealnie.

Dopiero po chwili kojarzę początek tego układu. Przecież to była nasza choreografia do tańca na weselu. To miało być nasze show.....w takim razie skąd Zbyszek to zna? Zadawałam sobie w głowie milion pytań.

  -Kamil ale jak to?
  -Idź!-i wypchnął mnie, bo nadeszła moja kolej. Nie chciałam tego zawalić, poza tym znałam każdy krok. Tylko pytanie czy Bartman je zna. Wykonałam przedstawienie i zagrała muzyka, Zibi podszedł do mnie i chwycił w ramiona. Kiedy zaczął mnie prowadzić w walcu byłam w szoku. Robił to jak rasowy tancerz. Rama idealna, kroki, unoszenia i opadania. Gdzie i kiedy on się tego nauczył?

  -Zibi....-szepnęłam.
  -Potem.-odpowiedział.

Jak zakończyła się jedna piosenka, zabrałam walizkę i wybiegłam. Ma stała już tam i na mnie czekała. W dłoni trzymała sukienkę. Podeszła do mnie i odpięła suwak sukienki, która w mig opadła na dół. Wzięłam od niej tą krótką i założyłam od dołu. Muszę na nią uważać, bo ją wypożyczyliśmy. Nie chciałabym wydawać pieniędzy na kupno drugiej sukienki. Stanęłam tak by widzieć to co wyprawia Zibi. Gdy poleciała piosenka Shakiry i mój mąż poruszał biodrami myślałam, że się rozpłynę. No po prostu mistrz. Miałam ochotę go schrupać, taki był seksi. Wyszłam i wraz z nim zaczęłam tańczyć. Wiedziałam, że ma on poczucie rytmu i umie tańczyć, ale nie spodziewałam się tego.....zatańczył ze mną walca i cha-chę. Kiedy skończyliśmy dostaliśmy ogromne brawa. To był zapewne nietypowy pierwszy taniec, ale jednocześnie niezapomniany. Kiedy wyszliśmy z sali bym mogła się przebrać nie dałam rady gdyż byłam w szoku.

  -Zibi ale jak?-zapytałam
  -Normalnie. Nauka, nauka i jeszcze raz nauka.
  -Ale kiedy? Jak?
  -No co?

Nie dokończyłam bo do salki wpadła Malwina.

  -No ruszcie się, bo goście się niecierpliwią!-pogania i dochodzi do mnie by pomóc mi zapiąć sukienkę którą zdążyłam już włożyć. Całą trójką wróciliśmy do gości. Rozległy się znów wielkie brawa kiedy wkroczyliśmy na salę. Usiedliśmy do stołu i szepnęłam na ucho mojemu mężowi.

  -No mów!
  -No co? Kamil wszystko ułożył, bo go poprosiłem. Ciebie też miał nauczyć. Jasne, że mi potrzeba było znacznie więcej czasu niż Tobie, więc co tydzień w weekendy kiedy mówiłem, że muszę dłużej poćwiczyć to wtedy przyjeżdżał Kamil ze swoją partnerką i pomogli mi.
  -To ile się uczyłeś tego?
  -Od kilku miesięcy....czasem nawet w tygodniu ćwiczyłem....jak byliśmy z drużyną niedaleko Kędzierzyna to albo ja przyjeżdżałem do niego, abo on do mnie.Jakoś dawaliśmy radę.
  -Jestem pod wrażeniem. Dziękuję.-mówię i całuję go w policzek.
  -Za co?
  -Za to co dla mnie zrobiłeś.
  -Sam tego chciałem. Chciałem by nasz pierwszy taniec był wyjątkowy.
  -I był.....nawet gdyby to był zwykły taniec....ważne że byłby z Tobą i to by wystarczyło.
  -Ważnie, że nam się udało, bo nie trenowałem z Tobą i bałem się, że nie wyjdzie.
  -Wyszło cudownie. Naprawdę.

I zakończyliśmy naszą rozmowę, gdyż podano do stołu obiad. Kiedy skończyliśmy zaczęła grać muzyka i wszyscy ruszyli na parkiet. Mnie, Zbyszka wraz ze świadkami porwał fotograf by zrobić nam parę zdjęć w mieście. Sesję plenerową zaplanowaną mamy za dwa dni. Nie było nas może przez półtorej godziny. Gdy weszliśmy na salę od razu zostaliśmy porwani przez gości do tańca. W międzyczasie odbywały się różnego rodzaju konkursy. Co chwila byłam przechwytywana przez siatkarzy, bo każdy chciał ze mną zatańczyć. Oczywiście nie odbyło się bez przyśpiewek jak „gorzko, gorzko”, „kto urodzony w styczniu powstań, powstań, powstań. Kieliszek swój do ręki weź i wypij aż do dna...” „gorzka wódka gorzka nie będziemy pili poprosimy państwa młodych żeby posłodzili” itp. Nagle do mikrofonu dopadł się Ignaczak.

  -Halo halo. Wszyscy mnie słyszą?- i spojrzał po sali.-Przepraszam panie Nowakowski czy ja panu nie przeszkadzam?-zapytał, a wszyscy w śmiech.
  -Może troszkę.-odpowiedział środkowy.
  -Teraz ja mówię i koniec.
  -Tak jest szefunciu.

I Igła zaczął swą długą przemowę. Opowiedział to jak to bardzo na początku się nienawidziliśmy, a potem się pokochaliśmy, czyli naszą historię w skrócie.Wznieśliśmy toast i po tym znów zaczęła się zabawa. Po dłuższej chwili tańców główny prowadzący powiedział.

  -A teraz proszę by świadek pana młodego postawił młodej krzesło w tym miejscu.- i wskazał je. Kubi zrobił to o co został poproszony.-Poproszę w takim razie by panna młoda zajęła te miejsce.

Odeszłam od stołu i usiadłam na środku sali.

  -Dobrze. W takim razie chwila cierpliwości.- i na sali zgasło światło. Wystraszyłam się nieco, ale po sekundzie znów było widno, a przede mną stali chłopaki.-Specjalny występ dla panny młodej od pana młodego.- i w tym momencie muzyka zaczęła grać, a Zbyszek wraz z siatkarzami zaczęli tańczyć. Nie mam pojęcia jak on zachęcił ich wszystkich do tańca. Naprawdę oni zaskakują mnie coraz bardziej. Na koniec piosenki Zbyszek wręczył mi kwiatka, a ja nie mogłam pohamować łez wzruszenia i jednocześnie rozbawienia.

  -Nie płacz kwiatuszku.-szepcze i przytula mnie bardzo mocno.
  -Kocham Cię bardzo-mówię.
  -Ja Ciebie też Najdroższa.

Podziękowałam chłopakom i wróciliśmy do stołu. Zabawa trwała w najlepsze gdy nagle na środku zostały postawione dwa krzesła, a goście stanęli wokół. Nas poproszone byśmy usiedli. W tym czasie do sali weszła babka z walizką.

  -Witamy ciocię z Ameryki!-mówi prowadzący.-Ale ciocia troszkę się spóźniła.
  -No toż to nie moja wina że korki.-odpowiada i przejmuje od niego mikrofon. -Oj moje dzieciaczki jak ja za wami się stęskniłam.-i podchodzi całując nas. To kolejna zabawa wymyślona przez prowadzących wesele.


Ja jak i reszta gości nie mogła wytrzymać ze śmiechu. Było jednak bardzo fajnie. Wróciliśmy znów do tańców. Kiedy usiadłam przy stole by coś zjeść podszedł do mnie Wiśnia i wyciągnął dłoń.

  -Tylko zjem okej?-zapytałam.
  -Dobrze.-odpowiedział i przysiadł się do mnie. Gadaliśmy i po chwili ruszyliśmy na parkiet. Jednak Łukasz miał nieco inne plany.
  -Gdzie my idziemy?-zadałam mu pytanie kiedy wyszliśmy z budynku i prowadził mnie na jego tył, gdzie zatrzymujemy się dopiero przy fontannie.
  -Co my tu tak właściwie robimy?-pytam.
  -Ktoś chciał się z Tobą zobaczyć.-mówi i puszcza mnie, odwracając się i kierując z powrotem.
  -Nie zostawiaj mnie samej!-krzyknęłam.
  -Nie bój się.-usłyszałam za sobą i odwróciłam się szybko. Nie mogłam w to uwierzyć.
  -Patryk?......Co.. Ty... tutaj robisz?
  -Musiałem Cię zobaczyć.-odpowiada i przysuwa się do mnie jeszcze bliżej.
  -Proszę nie rób tego.-i odsuwam się nieco. Nie chciałabym przez przypadek czegoś zrobić czego mogłabym potem żałować.-Dlaczego tu jesteś?
  -Mówię Ci. Chciałem Cię zobaczyć.....wyglądasz jak anioł.... Przepięknie księżniczko.
  -Patryk błagam....
  -To mogłem być ja zamiast jego. To przy moim boku stałabyś teraz tak cudownie ubrana i ślubowała mi miłość i inne rzeczy....byłabyś moją żoną. A przeze mnie....to moja wina, że tak się potoczyło wszystko.
  -Nie Patryk.
  -Tak Martuś. Gdybym spróbował Ci wybaczyć.....gdybym chociaż spróbował....ale byłem taki dumny i zraniony.Strasznie cierpiałem.....jego tyle razy zraniłaś, a za każdym razem był w stanie Ci wybaczyć, bo tak bardzo Cię kochał. Widocznie ja aż tak bardzo nie.
  -Czemu wtedy mu pomogłeś...nam właściwie?-zapytałam kiedy przypomniało mi się, że to dzięki niemu po tej akcji z ciążą Asi, moją zdradą z Jochenem to on właśnie rozmawiał z Zibim.
  -Tak jak mówię tyle razy sobie wybaczaliście, że nie mogliście tego zepsuć....te uczucie między wami było takie mocne i prawdziwe. Zrobilibyście wtedy dla siebie wszystko. Wiedziałem, że ja nie będę już mógł Cię odzyskać....a on....on mógł stracić coś takiego wspaniałego jak Ty. Nie mogłem chociaż mu pozwolić na popełnienie tego błędu...mojego błędu. I porozmawiałem z nim. Zasługiwałaś na szczęście, a on jako jedyny Ci je dawał.-i nastąpiła chwila ciszy między nami.-Wiesz do jakiego wniosku doszedłem?-zapytał, a ja pokręciłam głową.-Ja nigdy nie byłem Ci pisany, byłem tylko chłopakiem przejściowym. To jemu byłaś pisana. Nie mogłem uwierzyć, że to on mi Cię odebrał. Przecież tak się nienawidziliście. Wciąż nie dociera do mnie, że miłość może zrodzić się z nienawiści.
  -Dziękuję.-mówię.
  -Za co?
  -Za to, że wtedy z nim rozmawiałeś.....gdyby nie to to nie wiem jakby to się skończyło.
  -Tak jak teraz.....tylko, że z lekkim opóźnieniem może.-odpowiada uśmiechając się po raz pierwszy.
  -Czemu tu przyszedłeś?-spytałam ponownie.
  -Powiedzieć Ci to wszystko i życzyć Ci szczęścia. Zasługujesz na nie bardzo. Przepraszam, że ja Ci go nie dałem.
  -Patryk.-mówię łapiąc go za ramie kiedy chce odejść.-nie mów tak proszę. Nie masz pojęcia jaka byłam z Tobą szczęśliwa i zakochana w Tobie. Kiedy w Japonii w tej windzie wtedy rozmawialiśmy, kiedy myślałam, że Cię straciłam....ale gdy to potem się zmieniło....to było coś cudownego. Nasz związek był cudowny. Nigdy niczego nie żałowałam....prócz tego jak... i że się skończył. Ale przeżyłam z Tobą naprawdę cudowne chwile.
  -Marta wybacz mi to co zrobiłem.
  -Już dawno Ci wybaczyłam.-mówię i przytulam się do niego.-Ja też przepraszam.
  -Nie masz za co kochana.- odpowiada całując mnie we włosy.
  -Możesz tego być pewny Patryk.....zawsze bardzo Cię kochałam i zawsze w moim sercu zajmowałeś, zajmujesz i będziesz zajmował specjalne miejsce.-odpowiadam gładząc go po policzku i patrząc mu w oczy.-zawsze.-szepczę.

Nastała dość niezręczna sytuacja. Myślałam że będzie chciał mnie pocałować lecz na szczęście oprzytomniałam. A czy tego chciałam? Nie mogę powiedzieć na 100% "nie", bo gdzieś bardzo głęboko bardzo tego chciałam. Ale mam męża i nie mogę.

  -Ty w moim też Martuś.....a teraz mam do Ciebie ostatnią prośbę.
  -Jaką?-zapytałam z lekkim strachem w głosie.
  -Czy panna młoda zechce ze mną zatańczyć? Jeden taniec tylko.-mówi, a ja uśmiecham się.
  -Oczywiście.

Przysuwam się, a on obejmuje mnie w pasie i chwyta za dłoń. Tak delikatnie i powoli bujamy się w rytm wolnej muzyki którą słychać w tle.Wszystkie wspomnienia z Patrykiem tak bardzo ożyły. Byłam szczęśliwa, że tu przyszedł i mogłam się z nim zobaczyć. Gdy muzyka ucichła spojrzałam na niego.

  -Dziękuję Martuś.Bardzo.-mówi i podchodzi całując mnie w czoło. Zamknęłam oczy, a z mojego oka popłynęła łza, gdy patrzyłam jak odchodzi.
  -Ja też dziękuję!-krzyknęłam do niego.

Przysiadłam na chwilę na ławce by ochłonąć i móc wrócić na wesele. Wstałam i kierowałam się już w stronę sali kiedy nagle w połowie drogi spotkałam się ze Zbyszkiem.

  -Wszędzie Cię szukałem. Co tu robisz?-zapytał.

Nie miałam pojęcia czy mówić mu o Patryku czy nie. W tej chwili jednak wolałam nie.

  -Chciałam chwilkę się przewietrzyć.
  -Dobrze Kochanie, a teraz chodź już ze mną, bo goście chcą zatańczyć z panną młodą.

Uśmiecham się tylko i w milczeniu wracam z nim na salę. Usiedliśmy jeszcze do stołu i jedliśmy ale nie na długo, bo dochodziła 24:00 i czas oczepin. Wraz z mężem zasiadamy na środku sali, a następnie świadkowa zdejmuje mi welon. Trzymam go w dłoni, a Zbyszek zasłania mi  oczy. Gdy muzyka zaczyna grać, dziewczyny chodzą wokół mnie. W którymś momencie rzucam welon i od razu odwracam się by zobaczyć która go złapała.Okazało się, że to Malwina. Pomagam dziewczynie go szybko założyć. Teraz na parkiet wkraczają panowie. Ściągam Zbyszkowi muszkę i wręczam mu ją. Zasłaniam dłońmi mu oczy i gra muzyka. Gdy mój mąż rzuca muszkę odwracam się by sprawdzić kto ją złapał. Był to Misiek. Mój mąż ściągnął mu krawat i założył rzecz którą złapał. Następnie nastąpił taniec nowej pary młodej. Po tym na salę wjechał  tort. Pokroiliśmy go i każdemu wręczyliśmy po kawałku. Był przepyszny.

  -Mogę Cię porwać?-zapytał Zibi.
  -Mój mąż chce mnie porwać? A gdzie?
  -Zobaczysz słońce.

Wstajemy i wychodzimy na zewnątrz. Kierujemy się ścieżką za budynek. Kurczę co oni mnie wszyscy prowadzą za ten budynek. Nagle dostrzegam pięknie wyglądający ogród,a na środku nieduża altanka. Uśmiecham się do chłopak i wchodzimy razem do niej.

  -Ślicznie tutaj.
  -Wiem. Mogę?-zapytał wyciągając do mnie dłoń.
  -Ależ oczywiście.-i chwytam go za nią. Przyciąga mnie do siebie i obejmują dłonią w talii. Wtem nawet nie wiem kiedy zaczyna lecieć muzyka.

  -To jest cudowny dzień. Cudowny bo zostałaś moją żoną. I teraz będziemy ze sobą na zawsze.-szepcze.
  -Najpiękniejszy, bo każdego dnia będę się budzić obok nie chłopaka czy narzeczonego, ale już mojego męża. Kocham Cię.
  -Ja Ciebie też.-odpowiada i kołyszemy się w rytm piosenki.

Gdy ta się kończy wracamy do reszty gości bawiąc się z nimi do białego rana.

_______________________________________________________________________________

Zawiodłam i przepraszam. Dziękuję, że nadal ktoś to czyta. Do następnego rozdziału który jutro ;)
I wszystkiego najlepszego z okazji mikołajek :D

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 132


"Miłość cierpliwa jest,łaskawa jest. Miłość nie zazdrości,nie szuka poklasku,nie unosi się pychą;......Wszystko znosi,wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje."



  -Gotowa już?-pyta, a ja kiwam głową na tak. Wchodzimy do kościoła. Widzimy ministrantów którzy stoją przy zamkniętych drzwiach. Ustawiliśmy się z moim ojcem i czekaliśmy na odpowiedni moment.Z każdą chwilą denerwowałam się jeszcze bardziej. Staliśmy tak i czekaliśmy co doprowadzało mnie do szału. W tym samym momencie usłyszeliśmy marsz Wagnera i obaj ministranci otworzyli drzwi kościelne. Z dala od razu zauważyłam Zbyszka stojącego przy ołtarzu, a za nim Kubiaka.

  -Ruszamy kochanie.-powiedział mój tato i powoli kroczyliśmy przez środek kościoła mijając po drodze uśmiechających się do mnie ludzi. Odpowiadałam im również uśmiechem, ale dzisiaj interesowała mnie tylko jedna osoba.On. Mój przyszły mąż.

***


Gdy usłyszałem marsz od razu odwróciłem się, bo wiedziałem, że za chwileczkę ją ujrzę. Wejdzie tutaj do środka prowadzona przez swojego ojca. Wielkie, ciężkie metalowo-drewniane drzwi w końcu się otworzyły i z cienia wyłoniły się dwie postacie. Ona...wyglądała tak przepięknie, że myślałem, że zaraz padnę z zachwytu.

  -Trzymaj się chłopie.-szepnął mi na ucho Kubi. Już dużo wcześniej wspomniał mi, że Marta wygląda cudownie. I to była prawda.
  -Anioł.-wyszeptałem spoglądając jak zbliża się w moim kierunku. -Prawdziwy anioł.

Nie mogłem się doczekać kiedy w końcu stanie już obok mnie. Gdy tak się stało wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, a jej ojciec przekazał mi ją.

  -Opiekuj się nią Zbyszku.-powiedział.
  -Zawsze będę.-odpowiedziałem. Spojrzałem w jej piękne brązowe oczy i ten nieziemski uśmiech. Ucałowałem ją w dłoń i odwróciliśmy się w kierunku ołtarza.


***

Nareszcie mogłam być już obok niego. Tak strasznie mi go brakowało. Nie znoszę kiedy nie widzę się z nim tak długo, bardzo wtedy tęsknię za nim. Gdy skończono grać pieśń, ksiądz rozpoczął mszę świętą. Wraz ze Zbyszkiem i księdzem ustaliliśmy, że chcemy by jeden z naszych przyjaciół przeczytał głośne czytanie z któregoś testamentu. Nam zostało wybranie fragmentu i osoby. Zgodnie ustaliliśmy, że będzie to Igła. Kiedy nadszedł ten moment, Krzysiek wstał, poprawił swoja marynarkę i podszedł do ołtarza.

-Czytanie z pierwszego listu św. Pawła apostoła do Koryntian.

Bracia: Starajcie się o większe dary:
a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą.
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką możliwą wiarę,
tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę
całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,'
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.

Oto słowo Boże

  -Bogu niech będą dzięki.-odpowiedzieli wszyscy. Igła zadowolony i uśmiechnięty powrócił na swoje miejsce. Wiedziałam, że to był dobry wybór, by to Krzysiek to przeczytał. Kiedy ksiądz wygłosił homilię, wziął mikrofon i wraz z ministrantem zeszli do nas. Odwróciliśmy się więc ze Zbyszkiem do siebie twarzami.

  -Marto i Zbigniewie-zaczął ksiądz.-Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?-zapytał podstawiając nam mikrofon.
  -Chcemy-odpowiedzieliśmy równo.
  -Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i zlej doli, aż do końca życia?
  -Chcemy.
  -Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?
  -Chcemy.


Po tym nastąpiło odśpiewanie pieśni do Ducha Świętego. I teraz był ten moment.

  -Podajcie sobie prawe dłonie.-powiedział kapłan, a my tak też zrobiliśmy. Przewiązał je stułą i kazał byśmy powtarzali za nim słowa.

  ............

  -Ja Zbigniew biorę sobie Ciebie Marto za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.


.....................

  -Ja Marta biorę sobie Ciebie Zbigniewie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- powtórzyłam za księdzem. Cieszyłam się bardzo, że nie zacięłam się wypowiadając te słowa.
  -Wszystkich tu obecnych biorę sobie za świadków, aby w razie potrzeby o niniejszym małżeństwie w obliczu Boga zawartym i przez Kościół zatwierdzonym, świadczyć mogli. Kogo Bóg złączył, człowiek niech nie waży się rozłączać. Małżeństwo, któreście między sobą zawarli, ja, powagą Kościoła Katolickiego, potwierdzam i błogosławię: w Imię Ojca i Syna, I ducha Świętego. Amen.-Kapłan zabrał stułę z naszych splecionych dłoni.W oczach moich pojawiły się łzy. Zbyszek uśmiechnął się i dotknął mego policzka.
Ksiądz w tym czasie pobłogosławił nasze obrączki, a następnie biorąc je z tacy nałożyliśmy sobie je na serdeczny palec prawej ręki, wypowiadając takie słowa.

  -Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
  -Mężu przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Następnie nastąpiła modlitwa, a ja spoglądam na Zbyszka uśmiechającego się szeroko.Niedługo potem nastał koniec całej ceremonii.

  -Może pan teraz pocałować pannę młodą.-uśmiecha się ksiądz, a Zbyszek namiętnie wpija się w moje usta.

W tle rozbrzmiewa już marsz Mendelsona. Powoli udajemy się w stronę wyjścia, gdzie od razu zostajemy obsypani groszami oraz ryżem. Przykucamy by podnieść i pozbierać większość.

  -Niech żyje para młoda!-krzyczą siatkarze, a reszta gości im po chwili wtóruje.

Teraz odbieraliśmy życzenia od wszystkich,a Kubi wraz z Malwiną przejmowali kwiaty od gości. Było tego dość sporo. Kiedy kolejka doszła już do końca ucieszyłam się, bo byłam już nieco zmęczona tym. Najbardziej mnie teraz interesowało co wykombinował Zbyszek.

  -Powiesz mi w końcu czym pojedziemy?-zapytałam.
  -Spokojnie już zaraz zobaczysz.-uśmiechnął się do mnie i pomógł zejść ze schodów.-Kubi auto stoi zaraz po prawej stronie. Wiesz gdzie jechać. Spakujcie z Malwiną te rzeczy i jedźcie.-odezwał się mój mąż.- A my moja droga....-zaczął-Pojedziemy tym.-i wskazał dłonią kierunek w którym mam spojrzeć. Odwróciłam szybko wzrok i moim oczom ukazał się powóz. Koń i kareta. I to dosłownie.

  -Żartujesz Zibi?-zapytałam nieco zszokowana.
  -Nie tym razem Kochanie. Jesteś moją księżniczką i tak też zajedziemy na sale.
  -No nie wierzę po prostu.-wyszeptałam i mocno przytuliłam się do Zbyszka.
  -Chodźmy, bo goście zaraz dojadą na miejsce i zaczną się niecierpliwić gdzie podziewają się państwo młodzi.-zaśmiał się Bartman i ruszyliśmy w tamtym kierunku. Gdy tylko doszliśmy na miejsce, otworzył mi drzwiczki i podał dłoń.-Pani Bartman.....-powiedział uśmiechając się.
  -Dziękuję panie Bartman.-odpowiedziałam i z jego pomocą wspięłam się i zajęłam miejsce. Zbyszek szybko dołączył do mnie i ruszyliśmy.
  -Jesteś nienormalny.-mówię
  -Dlaczego?-zapytał.
  -Koń, kareta....to wszystko jak za bajki.
  -Wiem, ale Ty teraz idealnie do tego pasujesz.....poza tym jesteś moją księżniczką. Zrobiłbym dla Ciebie wszystko, bo Cię bardzo kocham żono moja.-mówi, a ja delikatnie muskam jego wargi.
  -Ja też zrobiłabym wszystko
  -Nie trzeba wszystko.-przerwał mi i powiedział.
  -Tylko co?-pytam.
  -Tylko mnie kochaj.
  -Już to robię najdroższy. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.....a teraz......teraz jesteśmy związani już na zawsze.
  -Na zawsze i nikt nas nie rozdzieli.-mówi przytulając mnie mocno.
  -Nikt.-odpowiadam.
  -Chłopaki mi powiedzieli, że jak Cię zobaczę to pewnie padnę...a Igła zapytał czy jestem pewny że mają karetki nie wezwać na wszelki wypadek. Sądziłem, że żartuje on sobie jak zwykle, ale teraz wiem, że miał rację. Wyglądasz nieziemsko w tej sukience....i teraz wiem....wiem, że było warto czekać ten tydzień...po to...po to by zobaczyć Cię. Strasznie się za Tobą stęskniłem wiesz?
  -Wiem Kochanie. Nie masz pojęcia jak ja też tęskniłam. Myślałam, że po wieczorze panieńskim jak wrócimy do Rzeszowa zobaczę się z Tobą, a tu dziewczyny oznajmiły mi że mam areszt domowy i nie ma mowy byśmy się zobaczyli.....o mały włos i bym zadzwoniła byś się ze mną spotkał, bo udało mi się wymknąć do sklepu kiedy one spały.
  -A ja to nie raz próbowałem, ale nic z tego. Pilnowali mnie....jak dziecka normalnie....a ja chciałem tylko usłyszeć przez chwilę Twój głos, zapach, pocałować Cię....tak przez moment potrzymać w ramionach cały mój świat. Tylko tyle chciałem.
  -Jednak to już jest nie ważne. Teraz jestem obok Ciebie i zawsze będę mój mężu.
  -Pięknie to brzmi.-odpowiada i mocno ściska moją dłoń.  

__________________________________________________________________

Jest i rozdział. Przepraszam za opóźnienie, miał być wcześniej.  :)

NIE LEKCEWAŻ SERCA MISTRZA!!!
MISTRZ MISTRZ RESOVIA!

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 131

Poprzedni rozdział:

W skrócie mecze siatkarzy i wątek przygotowania do ślubu. Dziewczyny razem z Martą jadą do Warszawy by pomóc jej w wyborze sukni ślubnej. Niniejszy rozdział jest kontynuacją.



„Dla miłości nie jest ważne, aby ludzie do siebie pasowali, ale by byli razem szczęśliwi.”



Kiedy rano wstałyśmy i ogarnęłyśmy mieszkanie po naszej wczorajszej imprezie, wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy do Rzeszowa.

  -Marta co ty zrobisz z sukienką co?-zapytała Monia.
  -Nie mam pojęcia. Nie chcę by Zbyszek zobaczył ją wcześniej.....u ciebie niestety nie zostawię, bo wiadomo Kubi, u Iwony też nie, bo Igła....może u ciebie Ola co? Pit myślę, że nie będzie taki wylewny i w razie czego nie powie Zibiemu gdzie przetrzymuję swoją sukienkę.-zwracam się do dziewczyny patrząc we wsteczne lusterku.
  -Nie ma sprawy. Zamknę szafę i nawet Piotrek tam nie zajrzy.
  -W takim razie bardzo się cieszę.

Przez całą drogę plotkowałyśmy, a kiedy znalazłyśmy się na miejscu wstąpiłyśmy wpierw odwiesić sukienkę.

  -Piękna jest.-mówi Monia.-Wyglądasz w niej cudnie.
  -Dziękuję.

Po chwili rozeszłyśmy się do domów, a zanim to wyciągnęłam jeszcze Malwinę do centrum handlowego.

  -No tak w końcu bielizna na noc poślubną obowiązkowa.-mówi kiedy wchodzimy do sklepu z bielizną.

Sporo czasu zajęło nam wybranie odpowiedniej. Jednak kiedy znalazłyśmy tą która bardzo mi się spodobała, udałyśmy się na małą kawkę.

  -A ty Malwina już masz jakąś sukienkę?
  -No ba! W końcu twoja świadkowa musi ładnie wyglądać prawda?
  -Nie inaczej.-odpowiadam i uśmiecham się.


Po odwiezieniu Malwiny na dworzec, wróciłam do mieszkania. Drzwi do niego były otwarte co oznaczało, że Zbyszek jest w domu. Całe zakupy na razie włożyłam do szafy i udałam się do środka. Atakujący siedział właśnie i oglądał telewizję. Gdy ujrzał mnie od razu podniósł się i chwycił w ramiona, wpijając się w moje usta.

  -Jak ja się za tobą stęskniłem.-szepcze patrząc mi w oczy.
  -Ja za tobą też kochanie.-odpowiadam i mocno się do niego przytulam.
  -Nie rozniosłyście mojej chaty?-zapytał i został zdzielony przeze mnie w ramię.
  -Właściwie to nie masz tam do czego wracać. Lekko sobie zabalowałyśmy.-mówię i kieruję się do kuchni.
  -Ale serio?-słyszę za sobą pytanie i to zadane w dość poważnym tonie.
  -No tak.-powiedziałam nalewając wodę do szklanki. Nie minęła chwila, a on pojawił się obok.
  -Marta...-i spojrzał na mnie.
  -No ty głupi jesteś? Nie pojechałam tam imprezować.-odpowiadam, a on wzdycha z ulgą.
  -A już myślałem....
  -To nie myśl tyle, bo to nie na twoją główkę kochanie.
  -Babo!-powiedział i wyrwał mi z dłoni szklankę, a następnie wziął na ręce i zaniósł do sypialni.

Tam w bardzo szybkim czasie pozbyliśmy się naszych ubrań i daliśmy się ponieść uciechom cielesnym. Kiedy oboje zmęczeni padliśmy, mocno wtuliłam się w tors mego mężczyzny.

  -Zbysiu?
  -Hmm?
  -Kupiłeś garnitur?-zadaje mu pytanie, a on unosi się lekko i patrzy na mnie.-Kochanie! Powiedz mi, że nie zapomniałeś o tym!
  -No jasne, że nie. Wczoraj z Kubim załatwiliśmy to. Buty, garnitur, krawat....wszystko jest już kupione.-spokojnie odpowiada.
  -Wystraszyłeś mnie wiesz?
  -Skarbie przecież nie zapomnę o własnym ślubie...a ty sukienkę kupiłaś?
  -Kupiłam.-mówię.
  -A pokażesz mi?
  -W życiu! Zobaczysz mnie dopiero w kościele.
  -Ale...
  -Nie!

Jeszcze przez chwilę się tak przekomarzaliśmy, a potem usnęliśmy. Następnego dnia udaliśmy się do jubilera by odebrać nasze obrączki. Były piękne. Potem czekała nas przejażdżka do miejsca w którym odbędzie się wesele. Mieliśmy naprawdę dużo rzeczy na głowie związanego z naszym ślubem. Jednak wiem, że to będzie najpiękniejszy dzień w moim życiu i strasznie nie mogę się go doczekać. Któregoś dnia zadzwonił do mnie Kamil z propozycją zrobienia małego show na weselu. To miał być taki pożegnalny wspólny taniec. Zgodziłam się na to, bo bardzo chciałam z nim znów zatańczyć. Przyznam szczerze strasznie będzie mi tego brakować. Więc teraz doszło mi jeszcze nauki. Jednak to jedyne sprawiało mi przyjemność. Te całe przygotowania naprawdę były męczące. Dobrze, że już niedługo  czeka mnie wieczór panieński. Będę mogła się w końcu zabawić i odpocząć, a wiem, że dziewczyny postarają się i to nieźle. Ustaliliśmy też, że odbędzie się to tydzień przed by w razie czego zdążyć wytrzeźwieć....może nie tyle ja co Zibi. Dziewczyny miały zajechać po mnie o godzinie 17:00. Kazały mi się ubrać bardzo seksownie. No z tym akurat nie było dla mnie problemu. Malowałam się akurat gdy do łazienki wparował mój narzeczony. Stanął jak wryty w drzwiach.

  -O nie!! Ja Cię tak nigdzie nie wypuszczę.-mówi podchodząc do mnie i obejmując w pasie.
  -Niby dlaczego?-zapytałam odwracajac się do niego.
  -Bo mam teraz wielką ochotę zedrzeć z Ciebie tą sukienkę i ostro wziąć w tej łazience.-szepcze mi do ucha przygryzając jego płatek.-...tutaj na szafce, opartą o ścianę....gdziekolwiek.
  -Dzisiaj jedynie możesz obejść się swoją wyobraźnią. 

Spojrzał na mnie tym swoim uśmieszkiem.

  -Nic z tego.-odpowiedziałam i wróciłam do malowania ust.
  -No trudno, ale powiem Ci, że wyglądasz strasznie podniecająco....i wiedz, że jeśli jakiś facet dotknie Cię czy coś to ja go znajdę i zabiję......bo nikt nie będzie ruszał mojej kobiety.-mówi.

Nagle słyszę dzwoniący telefon. Spoglądam na wyświetlacz i widzę zdjęcie Moni.

  -Dobra dziewczyny już są na dole. Muszę lecieć.
  -Nooo nieeee.-mówi.
  -Wrócę. Nie ucieknę na pewno.
  -Wiem to.
  -A po Ciebie chłopaki kiedy będą?-pytam wyciągając z szafy swoje najlepsze szpilki.
  -Za jakąś godzinkę.
  -No okej....podaj mi jeszcze torebkę i kurtkę.-powiadam, a on przynosi mi wszystko. Zanim jednak daje mi przyciąga do siebie i namiętnie całuje.
  -Do zobaczenia.
  -Papa.-odpowiadam i znikam za drzwiami. Przed klatką czeka już samochód z dziewczynami. Wsiadam i witam się z wszystkimi.

  -Malwina i Monika dojadą na miejsce.-mówi Iwona która siedzi za kierownicą.
  -Spoko, a gdzie jedziemy?-pytam.
  -Zabawić się. To będzie najlepsza noc w twoim życiu.-mówi Ola.
  -Zapewne.-odpowiadam.

Po trzech godzinach zajeżdżamy do Katowic. Gdy podjeżdżamy pod jeden z klubów widzę już Malwinę i Monikę stojące pod budynkiem. Jak Iwona zaparkowała auto dołączyłyśmy do nich. I tak zaczęła się nasza zabawa. Oczywiście nie odbyło się bez striptizera. Naprawdę świetnie się bawiłyśmy i co potem się okazało, nie będziemy bawić się tylko jeden wieczór. Nad ranem wylądowałyśmy w pokoju wynajętym w hotelu.

  -I co dalej?-pytam bełkocząc kiedy siadam na kanapie.
  -Dzisiaj w dzień odpoczywamy, a potem kolejna noc przed nami.-oznajmia Monika.
  -A chłopaki?
  -Proszę Cię....oni pojechali do stolicy i to nie będą świętować jeden wieczór. Krzysiek mnie o tym zapewnił. Więc skoro oni się będą bawić to my też.-mówi Iwona.
  -I świetnie.-powiedziałam i otworzyłam szampana.


Wypiłyśmy go i poszłyśmy spać. Po południu z wielkim kacem i bólem głowy się obudziłam. Dziewczyny pewnie czuły się jak ja. Gdy nieco zminimalizowałyśmy symptomy wczorajszej nocy wybrałyśmy się na małe zakupy. W końcu przed nami kilka dni tutaj. Strasznie podobał nam się ten wypad. Wieczorem przebrane i na świeżo wyszykowane ruszyłyśmy w miasto na podbój kolejnych klubów. Było naprawdę świetnie. I tak to było 4 dni pod rząd. Następnego dnia wieczorem wróciłyśmy do Rzeszowa. Zdziwiłam się kiedy okazało się, że wszystkie jadą do mojego mieszkania. Wzięłam otworzyłam drzwi do mieszkania w którym nikogo nie było. Zastanawiałam się gdzie jest Zbyszek. Wystraszyłam się, że może chłopaki jeszcze balują, a już niedługo ślub. Wyciągnęłam telefon by już zadzwonić do niego.

  -Spokojnie Marta. Ze Zbyszkiem zobaczycie się dopiero w dniu ślubu.-odpowiada Iwona.
  -Co?-pytam.
  -Zostajesz więźniem tutaj, a Zibi u nas.-mówi Ignaczakowa.-Chcemy byście się pragnęli jeszcze bardziej, więc rozłąka was czeka, ale zakończona czymś tak wspaniałym jak ślubem.
  -A jego rzeczy?-pytam.
  -Już są u nas. Możesz być spokojna na pewno zjawi się na ślubie. Zabiłabym Krzyśka gdyby nie dopilnował tego.
  -W razie czego Miśka jeszcze pod sztorcowałam, by dopilnował aby jego przyjaciel zjawił się na własnym ślubie.
  -No mam nadzieję, że wręcz przeciwnie nie pomogą mu uciec.
  -Spoko Marta na pewno nie.-dodaje Ola.-Za bardzo Cię kocha by uciekać.


Uśmiechnęłam się i poszłam do łazienki wziąć długą i gorącą kąpiel. Jednak co u siebie to u siebie. Po długim czasie odprężona i odświeżona wyszłam z łazienki. Naszykowałam nam coś do jedzenia i wybrałam parę filmów. Kiedy wszystkie już się odświeżyły z miską popcornu usiadłyśmy przed telewizorem.

  -Marta przygotuj się na jutro....idziemy do spa.-oznajmia mi Iwona.
  -Czy macie jeszcze jakieś niespodzianki dla mnie?
  -Nie raczej to już wszystko kochana.
  -To nic. Dziękuję wam, bo to były najlepsze wieczory....-mówię otwierając wino.
  -W końcu tylko raz wychodzi się za mąż.-powiada Monika.
  -No fakt.-odpowiadam i włączam film. W połowie niego jednak zasypiam.

Gdy rano budzę się, dziewczyny jeszcze śpią. Ubrałam się szybko i wyskoczyłam do sklepu po świeże pieczywo. Dokupiłam do tego biały serek i mleko. Zrobię chociaż porządne śniadanie. Kiedy wróciłam połowa z nich już nie spała.

  -A Ty gdzie byłaś?-dopytuje Malwina.
  -Spokojnie na pewno nie spotkać się ze Zbyszkiem, chociaż miałam to w planie.
  -Weź!-krzyknęła dziewczyna szturchając mnie.
  -No przecież mówię, że żartuję.-odpowiadam i rozpakowuję reklamówki z zakupów i wraz z dziewczynami biorąc się za śniadanie. Kiedy wszystkie wstały mogłyśmy już skonsumować to co przygotowałyśmy i pomału zaczęłyśmy się szykować do tego spa. Wsiadłyśmy do auta i Iwona zawiozła nas w odpowiednie miejsce. Gdy weszłyśmy od razu zajęto się nami. Było naprawdę fajnie, masaże, maseczki, kąpiele błotne i inne rzeczy. Na koniec zadbano o nasze stopy, a na twarzach maseczki wraz z ogórkami na oczach.

  -Dziewczyny denerwuję się.-mówię.-To przecież już jutro.
  -Spokojnie Marta. Przecież będzie dobrze.-dodaje Monika.
  -To normalne, że tak masz. Ja przeżywałam dokładnie to samo, ale będzie dobrze.-mówi Ignaczakowa.
  -Mam taką nadzieję.
  -Rozmawiałam dzisiaj z Krzyśkiem i Twoi rodzice już przyjechali. Wraz ze Zbyszka zatrzymają się w jakimś hotelu. Oni już tam ustalili wszystko....no właściwie Bartman to robił. Powiedział, że ty masz niczym już się nie martwić. Wszystko idzie po waszej myśli.
  -Boże mam nadzieję, że będzie dobrze.-szepczę.
  -Będzie, a teraz zrelaksuj się kochana.-dodaje Ola.


Po trzech godzinach spędzonych w tym jakże cudownym miejscu poszłyśmy na pizze. Wieczorem wróciłyśmy do mojego mieszkania.

  -A wy dziewczyny tak cały czas będziecie siedziały i mnie pilnowały?-zapytałam.
  -Tak.-dodaje Malwina.
  -A kiedy wy się przebierzecie?-zadałam pytanie.
  -Mi i Moni chłopaki przywiozą rzeczy, a reszta pojedzie do siebie i przywiezie co tam jest potrzebne.-odparła Malwina.
  -Aha okej.-odpowiadam.

Wieczór nastał bardzo szybko. Dzisiaj wyjątkowo wcześniej położyłyśmy się spać. Ja jednak nie mogłam zasnąć. Wstałam więc i z kubkiem herbaty wyszłam na balkon. Patrzyłam w gwieździste niebo i strasznie się denerwowałam.

  -Martuś?-usłyszałam za sobą i zobaczyłam Iwonę.
  -Spokojnie nic mi nie jest.
  -Denerwujesz się....wiem bo przechodziłam dokładnie przez to samo przed ślubem z Igłą. Nie spałam chyba z dwa dni. Serio.....ale potem....potem gdy w końcu założyłam suknię, gdy stanęłam przed ołtarzem obok niego....wiedziałam, wiedziałam że nie potrzebnie się martwiłam. Ja kochałam go wtedy i on mnie też. U was jest dokładnie to samo. Zbyszek tego chce....on kocha Cię nad życie...żadnej tak nie kochał.... choćby był na drugim końcu Polski zrobiłby wszystko by zdążyć na własny ślub. Nikt ani nic go nie odciągnie. Powiedział Krzyśkowi, że on zjawi się i nigdy cię nie zostawi....jedyne co mogłoby być to to że ty byś go zostawiła przed ołtarzem. On ciebie nigdy.
  -Ja też nigdy go nie zostawię.
  -I właśnie dlatego wszystko będzie idealnie. Zobaczysz.-odpowiada poklepując mnie po ramieniu.
  -Dzięki Iwona.-odpowiadam i gdy tylko kończę herbatę, idziemy położyć się spać. Może i krótki będzie sen, ale ważne by był. 
Od rana słyszę zamieszanie w moim mieszkaniu. Obok mnie spi jeszcze Malwina. Zakładam kapcie i wychodzę do dziewczyn. Po wyjściu od razu zauwżyłam moją mamę i mamę Zbyszka. Obie mocno uściskałam, patrząc jak ładnie są już wyszykowane.

  -Ty jeszcze spałaś? Z tego co wiem za 15 minut przychodzi fryzjerka.-mówi moja mama.
  -Serio?-pytam szybko spoglądając na zegarek i potem biegiem do łazienki. Tak dobrze mi się spało, że zapomniałam o tym. Zarzuciłam na siebie spodenki i t-shirt. Nie minęła chwila a rozległ się dzwonek do drzwi. Pobiegłam by je otworzyć i w mig wpuściłam dziewczynę do środka. Iwona i Ola zebrały się do siebie, aby się wyszykować, a Monia i Malwina do fryzjerki. Dobrze, że to była znajoma Ignaczakowej, bo inaczej byłoby ciężko. Usiadłam na stołku w sypialni przy toaletce. Rozmawiałam przez cały czas z dziewczyną i obie śmiałyśmy się. W końcu po godzinie skończyła.

  -Jest świetnie.-powiedziałam przeglądając się w lusterku. To była fryzura którą sobie wymarzyłam. Podziękowałam kobiecie i zapłaciłam jej za wykonanie swojej pracy. Moja mama przygotowała mi coś do jedzenia i teraz czekałam tylko na Malwinę która powiedziała, że mnie pomaluje i zrobi paznokcie.

  -Denerwujesz się?-zapytała mama Zbyszka.
  -I to jeszcze jak.-odpowiadam i biorę łyk soku pomarańczowego.
  -Wszystko będzie w porządku. Jesteście sobie przeznaczeni.-dodaje moja rodzicielka.
  -Wiem to.....a gdzie tato?-pytam.
  -Jest z Leonem u Zbyszka. Tata przyjedzie i zawiezie Cię do kościoła więc spokojnie.-mówi.
  -Okej.

W tym samym momencie do mieszkania wchodzą roześmiane dziewczyny.

  -No proszę, proszę.-zaczyna Monika.
  -Piękna.-dodaje Malwa.
  -Dobrze dziękuje za te komplementy, ale mogłabyś Malwinko mnie w końcu do końca przygotować?-pytam, a ta od razu idzie po swoją kosmetyczkę i karze mi usiąść przy stole. Robię to, a dziewczyna zaczyna robić mi manicure. Wyszło jej to perfekcyjnie jak również i makijaż. Będzie z niej najlepsza kosmetyczka na świecie.

  -Córciu jesteś piękna.-powiada moja mama której widzę, że zbiera się na płacz.
  -Poczeka pani niech zobaczy ją w sukni. To dopiero pani padnie.-mówi Malwina.
  -A właśnie co z sukienką. Przecież ona jest u Oli.-spanikowana mówię.
  -Nie martw się. Łukasz przywiezie ją zaraz.
  -To uspokoiłaś mnie nieco.
  -Wiem Martuś. W końcu to najważniejszy dzień w Twoim życiu więc wszystko będzie idealnie.

Kiedy dziewczyny się szykują ja udaję się do sypialni by przygotować resztę rzeczy. Gdy usłyszałam męski głos szybko wyszłam do salonu. Zauważyłam Łukasz w garniturze trzymającego moją suknię.
 
  -Marta co ty tam masz, że to takie ciężkie i wielkie?-pyta.
  -Sukienka.-odpowiadam wytykając język i biorąc ową rzecz od niego.-Przystojniak.-mówię i puszczam mu oczko.
  -No a jak. Raz na jakiś czas trzeba.-odpowiada i daje jeszcze rzeczy Malwinie. -To ja się zbieram. Jadę zobaczyć co u Zbycha, a potem wraz z Miśkiem jesteśmy po dziewczyny.-mówi, całuje dziewczynę i znika za drzwiami.

  -To co Marta zaczynamy się już ubierać tak?-pyta Monika.
  -Tak.- i wraz z nimi poszłam do sypialni. Wpierw jednak udałam się do łazienki i założyłam na siebie bieliznę.
  -Seksowna.-mówi dziewczyna Kubiaka.
  -Tak jak i Marta.

Wyjmuję z szuflady pończochy i wciągam je na nogi przyczepiając do pasków. Kiedy już byłam gotowa obie przyjaciółki pomogły założyć mi sukienkę. Byłam ona piękna. Do pokoju wpadły też moje obie mamy. Po prostu z zachwytu aż przyparło je do ściany.

  -Marta jesteś piękna.-wydukała z siebie mama Zbyszka.
  -Jak Zbyszek cię zobaczy to dopiero padnie.-dodaje moja.
  -Oj na pewno. Przecież to anioł, a nie dziewczyna.

Uśmiechnęłam się tylko i poprawiłam materiał sukienki.

  -Założyłaś podwiązkę?-zapytała Monia.
  -Zapomniałam o tym.-odpowiadam i wyciągam ją z szuflady.
  -No wiesz co! Przecież każda panna młoda powinna mieć coś nowego, starego, niebieskiego i pożyczonego.-dodaje Malwina.
  -No okej.-mówię wywracając oczami. Jakbym tego nie wiedziała. Z wielkim trudem założyłam ją na udo.
  -Teraz coś starego.-dodaje moja mama i podchodzi zakładając mi piękny srebrny naszyjnik i do kompletu kolczyki.-Miałam to na sobie w dniu ślubu. Mam nadzieję, że przyniesie to Ci szczęście.-powiedziała, a ja przytuliłam ją.
  -Dziękuję mamo.
  -No to teraz zostało tylko coś pożyczonego.-mówi Malwa.
  -Spokojnie Iwona przyjedzie niedługo i przywiezie coś.-odpowiada jej Monika. Jakie ja mam szczęście, że mam tak wspaniałe przyjaciółki.

Po jakichś 15 minutach rozlega się dzwonek do drzwi. Moja mama poszła je otworzyć, a ja z dala już słyszałam siatkarzy. To oznaczało tyle, że ten wielki moment zbliżał się coraz bardziej.

  -Maaaaa.....rta?-usłyszałam za sobą i odwróciłam się. W progu stał Igła z Kubim.
  -Wow.-tylko tyle wydobył z siebie przyjmujący.
  -Dzięki.-odpowiedziałam.
  -Wezwaliście może karetkę do kościoła?-pyta libero.
  -Nie...a po co?-zapytałam.
  -No jak to po co? Przecież jak Zibi Cię zobaczy to padnie na zawał.

I wszyscy zaczęli się śmiać. Przez siatkarzy przepchnęła się i Iwona.

  -Pięknie.-powiedziała i podeszła do mnie zakładając mi na nadgarstku bransoletkę.
  -Dziękuję Iwona.-mówię i przytulam ją.
  -Dobra dziewczyny pakujemy się do samochodu, bo Wiśnia zanudzi się tam na dole.-głośno mówi Igła.

Każda z nich pięknie ubrana, umalowana i uczesana założyła buty i coś na ramiona i po pożegnaniu ze mną zeszły i pojechali do kościoła. Potem przyjechali mój tato i Zibiego. Podeszła do mnie mama Bartmana i przytuliła mówiąc, że mam do niej teraz mówić mamo. To było bardzo miłe, zwłaszcza, że po chwili zrobił to senior Bartman. W mig jednak ogarnęli się i pojechali już do kościoła, tylko ja wraz z tatą zostałam w mieszkaniu. Słyszę pukanie do drzwi i odwracam się szybko.

  -Kochanie już czas jechać.-mówi, a ja wstaję z łóżka i chwytam za bukiet ślubny. Przeglądam się ostatni raz w lustrze i biorę głęboki wdech. Z lekkim stresem wychodzę do ojca. Na przedpokoju  zarzuca mi na ramiona bolerko i oboje wychodzimy. Otwiera przed mną drzwi auta, a ja wsiadam do środka. Auto przybrane tak jak tego chciałam. Jestem ciekawa jak wyszło te którym jechał Zbyszek. Projekt widzieliśmy oboje, ale to co innego niż zobaczyć na żywo. Chciałam do ślubu pojechać czymś wyjątkowym i oryginalnym. I takie to też jest. Po 15 minutach zajeżdżamy pod kościół, a ja widzę ten samochód. Firma bardzo się postarała. Ciekawa jestem czym pojedziemy na salę. Narzeczony nie chchiał za nic mi nic powiedzieć, a jedynie to, że będzie to niespodzianka. Tato pomaga mi wysiąść i oboje kierujemy się do wejścia.

  -Gotowa już?-pyta, a ja kiwam głową na tak. Wchodzimy do kościoła. Widzimy ministrantów którzy stoją przy zamkniętych drzwiach. Ustawiliśmy się z moim ojcem i czekaliśmy na odpowiedni moment.

                           ______________________________________________

Wiem, że nawaliłam po całości. Naprawdę bardzo mocno was przepraszam. Nie mam pojecia czy ktoś tu jeszcze został, ale nawet jeśli nie to dokończę to opowiadanie, bo nie lubię zostawiać niedokończonych spraw. Przepraszam, ale miałam tyle spraw na głowie, że nie w głowie mi pisanie było.
I żeby nie było ja o was nie zapomniałam :*
PRZEPRASZAM! :(