sobota, 2 maja 2015

EPILOG


"Your love is my love and my love is your love"



Dni mijały, a każdy dzień przebiegał nam tak jak w normalnej rodzinie. Dzieci zaczęły dorastać, co wiązało się z tym, że zaczęły wyfruwać z naszego gniazda. Kuba ożenił się z Anią. Zbyszek jakoś to przetrawił mimo, że nadal nie podobało mu się to, że będzie rodziną z Czarnowskim. Nasza starsza córka Julia była zaręczona z Sebastianem Ignaczakiem....tak dokładnie tym-synem Krzyśka Ignaczaka. Będziemy mieć naprawdę siatkarską rodzinę. Czekamy tylko z kim nasza najmłodsza córka się zwiąże. Na razie widać, że coś ciągnie ją do młodszego z Kubiaków. Ile przez to Zibi z Michałem się sprzeczali jak dzieciaki kłóciły się. Z Monią miałyśmy niezły ubaw z nich. Bardzo dobrze jednak, że szybko im to przechodziło. Zobaczymy czy będzie z tego coś więcej czy jednak nic. Oczywiście, że nie obraziłabym się jakby było. Będziemy bardzo siatkarską rodziną. I to dosłownie. Ale wiem, że nic lepszego nie mogłoby mnie spotkać. Siatkarska rodzina to coś cudownego, zawsze na nią można liczyć i zawsze przy Tobie jest. I w ogóle nie ma presji na dzieci. ;p

Stałam właśnie przy szafce i trzymałam zdjęcie moich dzieci. Syn był bardzo podobny do Zbyszka, jedyne co ma po mnie to brązowe oczy. Starsza córka-Julia-jest jak ja. Włosy, oczy.... po prostu cała ja. Nasza najmłodsza córka-Kinga-jest mieszanką. Ma w sobie trochę mnie i trochę Zbyszka. Po mnie ma jedynie kolor włosów, a po Zbyszku kolor oczu, kontury twarzy i ten jego uśmiech. Dla mnie są cudowne.

  -Cudowne są. -mówi mi ktoś na ucho i obejmuje w talii przyciągając mocno do siebie. Dosłownie o tym samym pomyślałam przed chwilką...rzeczywiście są cudowne.
  -Wiem,bo nasze.-odpowiadam, odstawiam zdjęcie i odwracam się by móc pocałować męża. -jak minął dzień? -pytam, a ten opowiada mi wszystko co dzisiaj się zdarzyło.


ROK PÓŹNIEJ. SYLWESTER.

  -Mamo pośpiesz się!!-krzyczał do mnie syn z dołu.
  -No już Kuba! Już idę!-odpowiadam wychodząc z pokoju i powoli schodząc ze schodów.
  -Pięknie wyglądasz.-mówi.
  -Dobra, dobra. Lepiej powiedz gdzie zabieracie nas z tatą.
  -Spokojnie mamuś. Dowiesz się niedługo, a teraz chodź, bo się spóźnimy.-powiada. Zamykam drzwi naszego domu i wsiadam do auta gdzie czeka na mnie już Zbyszek i nasza córka.
  -A gdzie Kinga?-zapytałam.
  -Czeka na nas już na miejscu.-odpowiada Julka i odjeżdżamy spod domu.

Podróż trwa jakieś 40 minut. Zajeżdżamy pod dość duży pensjonat w górach. Dostrzegam przed nim mnóstwo samochodów stojących na parkingu.

  -Co to ma być?-pytam.
  -Mamo nie zadawaj tyle pytań.-odzywa się córka i wysiada, a my za nią.
  -17:00-odezwał się Kuba, a Julka kiwnęła głową.

Wzięli i założyli nam na oczy przepaski.

  -Spokojnie będzie dobrze.-mówi syn i oboje prowadzą nas w jakieś miejsce. Z tego co mogłam się zorientować weszliśmy do środka, bo zniknął chłód, a pojawiło się ciepło. 
  -Ściągniemy wam opaski w odpowiednim czasie.-odzywa się Julia i tak stoimy. Byłam ciekawa co nasze dzieci wykombinowały.


W tym momencie zaczyna grać muzyka i słyszę znajomy głos.....głos mojej córki która zaczęła śpiewać wraz z jakimś chłopakiem. Wtedy też opaski opadają nam z oczu, a ja widzę jak Kinga stoi na scenie wraz z Hubertem (Kubiakiem). Wyglądała ślicznie. Po mamusi odziedziczyła dryg do mody..no i głos również. Moją uwagę oderwało od dziewczyny lekkie zamieszanie na sali. Gdzie się nie obróciłam widziałam siatkarzy którzy tak jak i ja wraz ze Zbyszkiem zostaliśmy wprowadzeni do sali. Kiedy tylko wśród nich zobaczyłam Wiśnię, nie mogłam powstrzymać się by nie podejść do niego i się przytulić. Tak dawno się nie widzieliśmy.

  -Tęskniłam.-szepczę mu na ucho, kiedy obejmuję go mocno za szyję.
  -Ja też Martuś.-mówi, a ja czuje jak łzy płyną mi po policzku. Za chwilę nad jego ramieniem widzę Kurka i szybko idę do tego siatkarza...a teraz raczej już byłego siatkarza. Zauważam, że na scenę dochodzi dwóch chłopaków. Poznaję w nich Oliwiera (Winiarskiego) i Igora (Ruciaka). W tłumie dostrzegałam kolejnych siatkarzy. Każdy witał się z każdym, a w tym samym czasie nasze dzieci wykonywały piosenkę. Na scenie pojawiła się Oliwia (Zagumny) i Karol (Kosok). Stanęliśmy wszyscy przed sceną, objęliśmy się i podziwialiśmy występ naszych dzieci do których jeszcze dołączyli: Ola (Żygadło), Karolina (Wiśniewska), Sara (Nowakowska), Dominika (Ignaczak), Marcin (Zatorski),Szymon (Kurek) i Kacper (Jarosz). Była to idealna piosenka która opisywała stosunki naszej siatkarskiej rodziny. Mimo, że nie widzieliśmy się z niektórymi dość długo byliśmy dla nich w każdym momencie. Gdy nasze dzieci skończyły na scenę wszedł Igła.

  -Cieszę się, że wszyscy tutaj dotarliśmy. Jak widać trochę lat już upłynęło od ostatniego takiego naszego spotkania, latka też nam lecą.-mówi Krzysiek, a my śmiejemy się.- Jednak mam coś dla was jeszcze. Dzieciaki przedstawiły mi pomysł i poprosiły o zrobienie czegoś. A mianowicie tego.....Seba dawaj!-krzyczy Igła i schodzi nieco na bok, a na ścianie z rzutnika wyświetla nam się napis. NASZA SIATKARSKA RODZINA. Był to filmik stworzony z tego co nagrywał Igła, nasze zdjęcia, chwile radości i smutku, miłości i nienawiści. Kiedy ukazała się scena gdy kłócę się ze Zbyszkiem mocno ścisnęłam go za dłoń i śmiałam się z tego wraz z nim. Byliśmy wtedy tacy młodzi. Z perspektywy czasu to wszystko było dla mnie takie śmieszne...te nasze wyzwiska i zakłady. Wtedy to jednak, ani ja, ani pewnie Zbyszek nie odbieraliśmy tego jako zabawy, a wręcz odwrotnie było to dla nas poważne. Teraz wiem czemu chłopaki mieli z tego często taki ubaw.

  -To chciałem wam pokazać właśnie. To, że tak jak zaśpiewały nasze dzieci "Twoja miłość to moja miłość, a moja miłość to Twoja miłość".....moją miłością jest siatkówka, oczywiście bez obrazy Kochanie-zwrócił się do swojej żony.- Ty jesteś moją największą miłość, ale dobrze wiesz, że ją też kocham. Ale to jest właśnie moja miłość, tak jak i każdego z nas do tej pięknej dyscypliny....naszą wspólną miłością jest siatkówka. To ona nas połączyła i sprawiła, że jesteśmy tutaj, że się w ogóle poznaliśmy, że jesteśmy dla siebie wszystkim... Ale też dzięki jednej osobie mamy taki kontakt. Nigdy wcześniej...w jakimkolwiek okresie grałem w reprezentacji nie było jak w tym naszym....kiedy wszyscy tu obecni graliśmy razem. Bo bez niej nie byłoby to samo. Tak Martuś! Chodzi mi o Ciebie.-mówi i spogląda na mnie.-Nie bylibyśmy zżyci gdyby nie Ty. Chociaż różnie to bywało między nami, a Tobą, to bardzo się cieszyliśmy że pracowałaś z nami....troszczyłaś się o nas, pomagałaś, a jak trzeba było to i wygarnęłaś bez owijania to co trzeba...byśmy wzięli się w garść. Ty nas motywowałaś. Byłaś naszą przyjaciółką....byłaś częścią naszej drużyny. Bez Ciebie daleko byśmy nie zaszli. Cieszę się bardzo...ba myślę, że nie skłamię jak powiem też w imieniu chłopaków, że wszyscy bardzo się cieszymy że mieliśmy okazję Cię poznać.-mówił tak pięknie, że z moich oczu płynęły łzy.-Sprawiłaś, że przebywanie na zgrupowaniu nie było takie nudne....a wręcz przeciwnie było najlepsze. Przyznaję, że czasem nie mogłem doczekać się, aż tam pojedziemy....wtedy dopiero zaczynało się tam dziać. Nie raz mieliśmy tyle problemów a Ty zawsze wiedziałaś jak to rozwiązać...nigdy nie bałaś się niczego. Podziwialiśmy Cię, że byłaś wśród nas jedna....jedna kobieta i nie zwariowałaś, a można powiedzieć, że to my zwariowaliśmy przez Ciebie....Zgrupowania bez Ciebie już nie były tym samym....poza tym kogokolwiek brakowało lub gdy pojawiał się ktoś nowy.....to już nie było to samo. Nadal tworzyliśmy drużynę, ale już nie taką samą. My wszyscy...Zawsze....i to na zawsze będziemy dla siebie rodziną, bo tyle czasu co spędziliśmy razem, nie spędził nikt, zawsze będziemy dla siebie wsparciem, czy to w radości czy w smutku. Jesteśmy wielką siatkarską rodziną! My wszyscy tutaj zgromadzeni. I mimo, że kiedyś jak graliśmy razem, nie raz było tak, że mieliśmy siebie dość, z chęcią byśmy się pozabijali, ale jedno za drugim poszło by w ogień, nie ważne kiedy, jak i gdzie. I to jest wspaniałe, bo "Rozdzielenie nas zajęłoby wieczność. I nawet bardzo silni i mocni ludzie nie mogliby nas powstrzymać"- zakończył słowami piosenki Krzysiek, a wszyscy bili mu brawo. To było takie prawdziwe. Bo pomimo, że rzadko się spotykaliśmy ze sobą to nie traciliśmy kontaktu czy to telefonicznego czy przez internet. Ale teraz....teraz byliśmy wszyscy w komplecie. Razem w jednym miejscu. Moja ukochana reprezentacja.

Dzieci wzięły i ulotniły się zostawiając nas samych. Nie mogliśmy się po prostu nagadać. Nim się obejrzeliśmy dochodziła północ. Założyliśmy na siebie kurtki i wyszliśmy na dwór by powitać nowy rok. Chłopaki wzięli szampany, a my z dziewczynami przygotowane kieliszki. Nasze dzieci pomyślały o wszystkim. Są takie cudowne. Nadeszło głośne odliczanie.

  -10!...9!...8!...7!...6!...5!...4!...3!...2!...1!..0! Szczęśliwego Nowego Roku!-krzyknęliśmy wszyscy, a mężczyźni rozlali do kieliszków szampany. Zaczęliśmy składać sobie wszyscy życzenia. Podeszłam na końcu do męża, pocałowałam namiętnie w usta i przytuliłam się do niego. Staliśmy tak wszyscy i obserwowaliśmy rozbłyskujące na niebie fajerwerki. A ja.....ja miałam tylko jedno marzenie.

                                        Niech ta chwila trwa jak najdłużej i nigdy się nie kończy.


_________________________________________________________________________________

I tym oto sposobem dobrnęliśmy do końca opowiadania. Ta piosenka była głównym motywem pisania epilogu. Jak możecie zauważyć nawet nazwa bloga jest słowami piosenki. Tak miało być. Gdy tylko ją usłyszałam wiedziałam, że to będzie adres bloga jak i główna inspiracja całej historii :).....Ciężko i to jeszcze jak bardzo jest mi się z wami pożegnać. To był mój pierwszy blog, więc mam do niego duży sentyment....tak jak każdy do swojego pierwszego opowiadania..może nie idealnego, ale jednak wspaniałego i wyjątkowego. Przepraszam was przede wszystkim za długie czekanie na kolejne rozdziały. Czasem jak wena opuszczała to nie chciała wrócić z powrotem i było mi ciężko sklecić rozdział.

Dziękuję za tyle wyświetleń. Dziękuję za komentarze.Dziękuję tym co byli i przede wszystkim tym co są nadal. Z wielką radością pisałam dla was to opowiadanie. Dziękuję Kochani bardzo! :* <3

Na chwilę obecną kończę z pisaniem z blogów. Chciałabym tutaj jeszcze wrócić z czymś nowym. Nawet zrodził się już pomysł i powstał prolog, ale na razie nic poza tym.;)


I ostatnia moja prośba. Chciałabym aby pod tym epilogiem każdy kto był, czytał, ale nie komentował by zostawił po sobie ślad. Naprawdę chciałabym wiedzieć ile osób śledziło losy bohaterów. :)

Trzymajcie się Kochane :* :* :)



P.S. Jeśli ktoś tutaj trafi w niedalekiej przyszłości...to również niech zostawi komentarz po przeczytaniu tej historii pod tym rozdziałem. ;)


P.S.2 MISTRZ MISTRZ RESOVIA!!! :* :D